| Home | 365/2012 | in my eye | VW T3 Westfalia | Zbór w Mielcu |

Pomoc?

Pismo Święte naucza, że nasza pomoc (usługiwanie) innym powinna być praktyczna. Nie wystarczy poklepać kogoś po plecach i powiedzieć: będzie dobrze, pomodlę się.

Jakuba 4,17 "Kto więc umie dobrze czynić, a nie czyni, dopuszcza się grzechu."

Kiedy przyjrzymy się przypowieści o dwóch synach (Mt 21,28-32) widzimy wyraźnie, że nie deklaracje się liczą, ale nasze "działanie".

Dlatego gdy nie mogę pomóc "fizycznie" czuje się odrobinę zagubiony. Bo pomóc bym chciał, ale możliwości jak się okazało brak. Pozostaje więc "tylko i aż" modlitwa. Czasem to jedyna dostępna forma pomocy komuś. Jeśli ja nie mam możliwości, to wiem, że mimo wszystko Bóg wszystko może!

ps. trochę "namotałem" w tym poście, ale męczy mnie ból głowy i precyzja artykulacji myśli została poważnie naruszona ;)

Mam dość!

Oczywiście, że nie chodzi o to, by zamykać oczy na psychologię, socjologię itp. Nie da się i jako Kościół nie możemy udawać, że to nas nie dotyczy. Co więcej, kto jak kto, ale to właśnie Bóg jako nasz Stwórca jest najlepszym psychologiem. Stworzył wszechświat, więc On jest najlepszym menadżerem.
Ale powiem szczerze: mam dość!
Z kazalnic płynie szerokim strumieniem psychologia, socjologia. Coraz częściej do głosu dochodzi marketing i zarządzanie: jak zarządzać zborem, finansami, zasobami ludzkimi. Mam dość!

Ja chcę Boga! Nie marketingu, a teologii (theos - Bóg, logos - nauka)! Nie odkryć ludzkich, a objawionego Bożego Słowa! Nie nauczania i pomysłów "ludzkiego rozumu", a mocy Ducha Świętego!
I to zarówno na kazalnicy, w zarządzaniu Kościołem, jak i w codziennym życiu Kościoła, Zboru i moim!

Właściwe drogowskazy.

Jak ważne są właściwe (prawidłowe) drogowskazy przekonałem się wczoraj. Jadąc do Sandomierza od Tarnobrzega napotkałem na objazd. Posłuszny pojechałem objazdem zaczynającym się w Tarnobrzegu do Sandomierza. Jakież było moje zdziwienie gdy wróciłem do Tarnobrzega. Podejrzewam, że ten "objazd" to jakaś "lipa".

Być może kręcisz się "w kółko" w swoim życiu. Nie bardzo widzisz sens i zatraciłeś cel.
Spójrz na właściwy drogowskaz: Pismo Święte!

Wszystko inne to fałszywe "objazdy"!



Nie przesadzaj z photoshopem

Czasem nadgorliwość jest równie męcząca jak "nic nierobienie". Taki "nadgorliwiec" chce dobrze i robi co może, tylko, że wychodzi jakoś... jak zwykle.
Mamy robić swoje najlepiej jak umiemy, ale nie rańmy tym innych. Niech cel nie przysłania nam ludzi.

A jako ilustrację tej zasady prezentuję poniższy poster. Nadałem mu tytuł: "znajdź nogi mamy" :D

W życiu i w poprawianiu zdjęć nie warto przedobrzać ;)


Jeśli chcesz zobaczyć więcej weny twórców podczas pracy z photoshopem zajrzyj na bloga (stamtąd pochodzi powyższa ilustracja): http://photoshopmistakes.com/

Najpiękniejszy dzień urlopu

Czyż nie pięknie?


To wieczorne zdjęcie zrobione zostało z tarasu widokowego we Wdzydzach Tucholskich, niedaleko kwatery Zagroda Malwa (patrz post wcześniejszy).

Dziś przyszedł czas na wspomnienie najprzyjemniejszego dnia urlopu. Dnia w którym wypożyczyliśmy żaglówkę Orion. Co prawda było trochę kłopotów z fałem miecza (pozdrowienia dla Bosmana ;) ). Z tego powodu mieliśmy małe opóźnienie z wypłynięciem, a potem zaatakowała nas mielizna. Ale i te wydarzenia złożyły się na super chwile.

Po krótkim pływaniu na Wiśle w Płocku (patrz jeden z poprzednich postów) Małgosi powróciła zdrowa pewność siebie. Tak, że bez stresu mogliśmy oddać się pływaniu po j. Wdzydze, które jak znaleźliśmy informację w najgłębszym miejscu może dochodzić do głębokości 68 m.

Te kilka godzin spędzonych na wodzie odnowiło naszą pasję, którą codzienne życie trochę przygasiło. Woda, wiatr, który czuje się w rękach to sprawia, że człowiek odpoczywa naprawdę. Wiem, że w niebie wszystkie nasze (właściwe) pragnienia znajdą zaspokojenie w Bogu, a najważniejsze to stała i doskonała Boża obecność (a w zasadzie nasza obecność przed Bogiem), ale pozwólcie mi pomarzyć. O tym, że jest tam woda, wiatr i żagle. W końcu Pan Jezus nauczał z łodzi, więc kto wie :D

Niestety nie zabrałem aparatu (mieliśmy wziąć Omegę i trochę się bałem ;) ). Dlatego zdjęcie pochodzi jeszcze z Płocka i Wisły.


Więcej nie piszę. Nie umiem ubrać w słowa tych cudnych chwil na wodzie; Bóg, Gosia i żaglówka. Ech, wspomnienia :D

Wdzydze Tucholskie - początek urlopu

Kilka pierwszych dni urlopu spędziliśmy z teściami (moimi). W jednym z poprzednich postów pisałem, że udało się jedno popołudnie spędzić na wodzie. Dużo spacerowaliśmy po skarpie.


A potem przyszedł czas na wyjazd, by pobyć we własnym towarzystwie :)
Nasz wyjazd był dość spontaniczny. Zdaje się, że wieczór wcześniej zmieniliśmy plan z wyjazdu na wstępnie ustalone Mazury na Kaszuby, które i bliżej i żadne z nas jeszcze tam nie było.

Nie mieliśmy żadnych namiarów na noclegi, więc po drodze kupiliśmy śpiwory i karimaty. W razie jakby trzeba było nocować "na żywioł". Namiot był spakowany w bagażniku :D
Jako cel (ostateczny) ustaliliśmy j. Wdzydze. Gdy dojechaliśmy w pobliże zaczęliśmy szukać kwatery. Najpierw jakiś kamping - aż tak dziko to nam się nie uśmiechało - odpadł. Potem ośrodek - stanowczo za dużo ludzi, jak dla nas - odpadł. Dojechaliśmy do Wdzydz Tucholskich. Spytaliśmy w zagrodzie(?) "Kaszub" o nocleg. Niestety obecność naszej psiny ograniczyła wybór, więc koszt domku przekroczył nasze kalkulacje osobowo-dobowe :)

Ale bardzo miła pani poleciła nam kwaterę w Zagrodzie "Malwa". Na marginesie w Kaszubie jedliśmy chyba dwa obiady. PYCHA! Polecam gorąco - obiad dwudaniowy, w pięknym wnętrzu smakuje rewelacyjnie. Nawet zupa kalafiorowa, za którą to nie przepadam, była "palce lizać".

W Zagrodzie Malwa zostaliśmy przyjęci serdecznie. Pies nie był żadnym problemem.Pokój z łazienką. Ogólnodostępna kuchnia. Cena 25 zł za osobę na dobę (plus opłata za psinę). Standard nam wystarczył, nie szukaliśmy luksusów.


Aaaa, w pokoju był też TV, więc mecze mogłem oglądać :D

Poniżej podaję namiary. Sami nie mogliśmy znaleźć w internecie wystarczających informacji, więc choć tyle zrobimy dla innych ;)

Zagroda Malwa
Gospodarstwo Agroturystyczne
Barbara Zabrocka
tel. 58 687 38 06
kom. 604 823 576
Wdzydze Tucholskie 4
83-441 Wiele



Prawda, że pięknie?

Samolot w salonie

Wspominanie urlopu rozpocznę od końca, a więc od piątkowego wieczoru.Przyjechaliśmy do Mielca, wnieśliśmy bagaże, szybki prysznic i zanim wrzuciliśmy coś na ząb chcieliśmy chwilę posiedzieć (przy herbatce).
Właśnie miałem wyjść na balkon gdy przez drzwi widzę lecący prosto na nasze mieszkanie samolot. W życiu chyba nie widziałem z tak małej odległości samolotu. Nawet stojącego na ziemi. A co dopiero w powietrzu :)
Niestety mój instynkt fotografa zawalił. Przez myśl mi przeszło, że za chwile zacznie się inny urlop, taki niebiański ;)
Po chwili usłyszeliśmy powracający samolot, a w oddali drugi krążący nad dachami. Już uzbrojony w "pstrykacza" popełniłem kilka zdjęć. Dwa prezentuję. Chciałem uchwycić przede wszystkim ich wysokość (niskość ;) ) lotu. Ale niestety nie do końca się udało.

Jak się domyślałem, a potem potwierdził to portal hej.mielec.pl było to odkomarzanie miasta :D




Foto(ja)amator, cz.3 - po wielu latach czyli moja historia z...

Tak, jak pisałem w jednym z poprzednich postów o "malowaniu światłem" moja przygoda z fotografią została przerwana przez nieznośną i brutalną rzeczywistość.

Po wielu latach kupiliśmy z żoną aparat fotograficzny małego "kompakcika". Ot małe cudo nowej cyfrowej technologii. Trochę zacząłem pstrykać i pociąg do fotografii odżył. Był to zdaje się Coolpix Nikona. Ponieważ Gosia stwierdziła, że coś mi zaczyna wychodzić (ma kobieta wiarę!) postanowiliśmy kupić "coś lepszego". Ale najpierw chciałem wycisnąć co się da z Nikona. Moje "wyciskanie" i nauka zostały przerwane naszym zdroworozsądkowym podejściem.

Żeby się zmotywować do zmiany aparatu Nikona oddaliśmy w dobre ręce (pozdrawiam), a sami zaczęliśmy szukać odpowiedniego sprzętu. No i szukaliśmy cokolwiek długo, bo proza życia znów uderzyła. Jak były pieniądze, nie było czasu. Jak był czas to już dawno nie było funduszy. A i wybór do łatwych nie należał.

W tym okresie przejściowym znajomi (również pozdrawiam) pożyczali mi swoją cyfrówkę. Przy tym sprzęcie już nie tylko żona mówiła, że "będą ze mnie ludzie" ;)
Ale ile można pożyczać?

Aż po (subiektywnie) długim okresie zdecydowaliśmy się zakupić cyfrową lustrzankę.

I okazało się, że lustrzanka to inna szkoła jazdy. Nauka zaczęła się od początku (oczywiście podstawy są takie same, ale i tak warto się ciągle uczyć).

Aaaa, nie napisałem, że zdecydowaliśmy się na zakup:
producent - Sony, model - ALFA xxx ;) , obiektyw standardowy przy tym modelu - 3.5-5.6/18-55 SAM.

----
zdjęcie aparatu pochodzi z: https://sp.sony-europe.com/media/146/72727

Już w domu

I wróciliśmy. Cali i zdrowi. Może trochę za krótko byliśmy sami (ale nie wszystko można mieć).
Nie długo przyjdzie czas na dzielenie się wrażeniami (i zdjęciami) z wyjazdu.
Pa, pa...

Człowiek ma tyle lat na ile się czuje, a nie na ile wygląda

Patrzę dziś w lustro.
Wyglądam tak samo jak wczoraj, tydzień i miesiąc temu. Mówiąc szczerze to wydaje mi się, że wyglądam jak pięć, siedem i trzynaście lat temu. I chyba ciągle się czuję jak 23, 24 latek. A to już 35 lat na karku.

Patrzę w lustro i nie mogę uwierzyć jak wiele się wydarzyło.
Dobry Bóg pozwolił mi przejść przez doświadczenie choroby nowotworowej i uzdrowienie. Od prawie ośmiu lat jestem szczęśliwie żonaty (Bardzo dobry jest Bóg!).
Od siedemnastu lat jestem człowiekiem wierzącym i napełnionym Duchem Świętym.
Jakieś piętnaście lat usługuję Słowem Bożym (łał, to już tyle? ciągle się czuje jakby najlepsze było przede mną :) to jednak chyba moja główna pasja).
Od lat dziesięciu jestem starszym zboru, od ośmiu duchownym Kościoła Zielonoświątkowego, a od prawie dwóch pełniącym obowiązki pastora.
Kiedy to minęło?

Patrzę w lustro i tak naprawdę widzę, że wiele jeszcze przede mną. Jeszcze wiele Bóg musi we mnie zmienić, ale i w życiu, i w służbie jeszcze czuję się na początku. I to chyba dobrze.
W lustrze widać skrzywienie (aaa, to ja się uśmiechnąłem) :)
Musze się jeszcze sporo nauczyć, sporo przekazać, sporo mogę jeszcze zdziałać. Bo to dopiero początek. U dobrego Ojca, każdy dzień to nowy początek. Więc do dzieła...

Tylko siwe włosy, których coraz więcej (nie wiadomo z jakiego powodu ;) ) pokazują, że jednak czas upływa. Dobrze i o tym pamiętać, w końcu i wieczność przede mną...

---
zdjęcie zrobiła najukochańsza osoba na świecie, moja żona

Foto(ja)amator, cz.2 - początek pracy nad sobą

Po skompletowaniu programów do zarządzania i obróbki zdjęć przyszedł czas na dokonanie porządków na dysku.
Każdy początkujący (no może nie każdy, ja tak miałem) robi mnóstwo zdjęć, których potem... nikt nie ogląda :D Oto zaleta i jednocześnie wielki minus ery cyfrowej.
Kilka wariantów tego samego zdjęcia, różne kadrowania, różne ustawienia, etc, etc... Robi się tyle zdjęć, że nie sposób tego ogarnąć. Przyszedł więc u mnie czas, by usuwać z dysku zdjęcia, które nie przedstawiają żadnej wartości (po za rolą nauki), a pochodzą z początków mojej przygody z aparatem.

Dlaczego z początków? Bo dosyć szybko przeczytałem (i zaakceptowałem dla siebie), że należy się uczyć odrzucać nieudane rzeczy już na etapie robienia zdjęcia, lub zaraz po. Oczywiście dobrze jest zrobić to samo ujęcie przy różnych parametrach, by potem dopiero w komputerze (gdzie na większym ekranie lepiej widać) podjąć decyzję. Ale wszystko ma swoje granice i trzeba znać umiar. A po za tym, poprawki można potem wprowadzać na pliku RAW.

A krok drugi u mnie to kadrowanie.
Znam ludzi, którzy chłoną wszystko na raz i w jednej chwili. Ja jestem trochę wolniejszy ;) i potrzebuję zmian i rozwoju etapami.
Dlatego pierwsze czego zacząłem się uczyć to kadrowanie; zasady i kiedy je łamać. Do tego kompozycja. Aparat na "auto" i skupiamy się na kadrze!

Od czegoś w końcu trzeba zacząć :D .

---
podziałka z mocnymi punktami kadru pochodzi z: http://www.forfoto.pl/fotkiforum/art/podzialka.jpg

Na luzie, na herbatce, na rynku


Jak widać na załączonym obrazku bardzo potrzebowaliśmy urlopu :D

Wieczorna wspólna herbatka, gdzie mimowolnie byliśmy słuchaczami tego co działo się przy sąsiednich stolikach i...
a) jesteśmy szczęśliwi, że nie musimy już szukać szczęścia, bo naszym jest Bóg,
b) jesteśmy szczęśliwi, że mamy siebie,
c) jesteśmy szczęśliwi, że jesteśmy jacy jesteśmy :)

A wszystko inne to marność i gonitwa za wiatrem.

Słabości są po to, by je pokonywać

Wymyślony dialog na zarzut skierowany pod moim adresem, że niby: "ciągle mówię o tym czego nie umiem i czego nie potrafię":

- Co robisz ze swoimi słabościami?
- Ukrywam je głęboko, by nikt się o nich nie dowiedział.
- Ja wolę ze śmiechem je pokonywać!*


---
* jako, że sam go wymyśliłem to pozwalam (jak się przyda i się podoba) wykorzystywać, a jak nie to chociaż się uśmiechnij ;)