| Home | 365/2012 | in my eye | VW T3 Westfalia | Zbór w Mielcu |

"Chcieć zaryzykować wszystko" - kazanie


 
Skrypt (odrobinę rozbudowany) do kazania z dn. 30 XI 2008 wygłoszonego w Mielcu (czyli z dziś ;) )
-------



„Chcieć zaryzykować wszystko”
Główna myśl kazania:
Bądźmy gotowi znosić przeciwności ze względu na Chrystusa!
Tekst: Dzieje Apostolskie 5,12-42



Wstęp.

Czy znany jest nam syndrom “zjeść ciastko i mieć ciastko”? Najprostszy przykład to gdy obserwuje się małe dziecko, które dostało do zjedzenia smaczne ciastko. Ciastko znika momentalnie, chwilę potem jest płacz: “gdzie jest moje ciastko, ja chcę ciastko”.
Obawiam się tylko, że kiedy dorastamy, to ciągle żyjemy z tym przekonaniem, tylko ciastko zamieniamy na inne rzeczy. Zmienia się trochę kwalifikacja. Ciągle czegoś chcemy, tylko nie podoba nam się, że musimy ponosić konsekwencje swoich czynów. Wydaje się, że czasem wcale się nie uczymy na swoich doświadczeniach. Chcemy robić, korzystać ale bez ponoszenia konsekwencji.
Ten sam mechanizm unikania konsekwencji, unikania rzeczy przykrych i nie miłych przenosimy często do naszego chrześcijańskiego życia. Jakże miło czyta się Boże obietnice, i jakże często nie doczytujemy do końca, do miejsc gdzie są warunki konieczne do spełnienia się tych obietnic. Chcemy, żeby Pan Bóg nam błogosławił, ale dlaczego chce byśmy byli święci, przecież wie, że to trudne jest.
Przeczytamy dziś historię z księgi Dziejów Apostolskich, by zobaczyć, że i w tej księdze są rzeczy, których byśmy chcieli w naszym życiu doświadczać, i rzeczy, których woleli byśmy uniknąć.



1. Bądźmy gotowi na rzeczy wielkie.

"12A przez ręce apostołów działo się wśród ludu wiele znaków i cudów. I zgromadzali się wszyscy jednomyślnie w przysionku Salomonowym, 13z postronnych jednak nikt nie ośmielał się do nich przyłączać; ale lud miał ich w wielkim poważaniu. 14Przybywało też coraz więcej wierzących w Pana, mnóstwo mężczyzn i kobiet, 15tak iż nawet na ulice wynoszono chorych i kładziono na noszach i łożach, aby przynajmniej cień przechodzącego Piotra mógł paść na którego z nich. 16Również z okolicznych miast Jerozolimy schodziło się wielu przynosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste i wszyscy oni zostali uzdrowieni." - Dz.Ap. 5,12-16.


Wyobraźmy sobie, że nie jest to relacja z odległych czasów, ale przyszliśmy dziś i opowiadamy sobie o tym co się wydarzyło w tygodniu. Już nas nie wzruszają artykuły w gazetach opisujące takie sytuacje. My tego doświadczamy. Prawda, że piękne marzenie?
Czytając te relacje i mając w pamięci zapowiedź Jezusa, wierzę, że to o czym przed chwilą przeczytaliśmy może mieć miejsce na ulicach Mielca.
Bracia i siostry bądźmy gotowi na to co się będzie działo. Przez nasze ręce, jako uczniów Chrystusa będą i dzieją się cuda. Znaki i cuda, które potwierdzają ewangelię. Nie cuda dla cudów. Nie sztuka dla sztuki, ale po to, by osiągać najważniejszy cel: żeby ludzie znajdowali Zbawiciela.
Marzę o tym! Chciałbym żeby werset 14 stał się realny na co dzień dla naszego Zboru. „Przybywało też coraz więcej wierzących w Pana, mnóstwo mężczyzn i kobiet,”
Być może myślisz, że to nie możliwe, że te czasy już minęły. To pozwólcie, że zadam nam pytanie pomocnicze: czy wierzymy, że zostaliśmy zbawieni?
Jak zostaliśmy zbawieni? Czy Boża łaska się skończyła? Czy krew Jezusa się utleniła? Czy Duch Święty zgubił swą moc?
Nie, nie! Bóg zbawiał, zbawia i będzie zbawiał. Ja chcę być gotowy na ten dzień, gdy nie jedna, trzy osoby przyjdą do Zboru. Ale tłumy będą waliły drzwiami i oknami. Ja chcę być gotowy na chwilę, gdy ludzie sami będą zaczepiali i mówili: powiedz więcej o Jezusie.
Jak zachowuje się człowiek, który ma świadomość przebaczonych grzechów? Jak zachowuje się człowiek, który odkrywa prawdy biblijne? Jest spragniony Boga i relacji z wierzącymi. Chce wiedzieć więcej, chce się więcej modlić. Sam, nie czekając na nic i nikogo modli się, wielbi i zwiastuje ewangelię. Często w swej gorliwości popełnia błędy. Ale to jest właściwe i potrzebne. Gdy rodzi się dziecko wszyscy oczekują na pierwszy krzyk. Z niewolnika nie ma robotnika. Nie chodzi o to, by być ciągniętym przez innych na siłę. Lecz o to, by ciągle każdego dnia szukać Boga!
Wierzę, że nadejdzie czas dla tego Zboru, że ludzie będą „ciągali nas za rękawy”: powiedzcie więcej, nauczcie nas modlić się, nauczcie czytać Biblię! To jest normalne zachowanie prawdziwie nawróconych. „Z postronnych jednak nikt nie ośmielał się do nich przyłączać”.
Dziś trochę to wygląda inaczej, to raczej my ciągniemy za rękaw; jak tam twoja relacja z Bogiem, przyjdziesz na grupę, na nabożeństwo? Na imprezkę zborową. Ja pamiętam jak po swoim nawróceniu nie opuszczałem żadnego spotkania. I jeszcze wtedy nie byłem potrzebny, nie miałem żadnej służby, że musiałem być. Ja chciałem wzrastać w Panu! Około dwa lata po swoim nawróceniu, kiedy już wróciłem do domu ze szpitala, dostałem rentę. Co niedziela jechałem pociągiem do Terespola (60 km) na poranne nabożeństwo. Wracałem, by wieczorem mieć społeczność w Międzyrzecu, po domach lub w wynajętych salach.
W Mielcu jest Kościół, nie trzeba jeździć dookoła. Można się realizować na miejscu. Tylko czy tego chcemy?
Bóg się nie zmienił, będzie zbawiał, tylko czy jesteśmy i będziemy gotowi, gdy to się zacznie dziać? Czy dziś już jesteśmy na to gotowi? Czy tęsknimy, marzymy do takich wydarzeń?



2. Bądźmy gotowi na rzeczy trudne.

Jeśli wierzymy, że te wydarzenia będą miały miejsce, to zaczynamy coś w tym kierunku czynić. To znaczy, że jeśli wierzymy, że Chrystus zbawia, to głosimy ewangelię. To żyjemy ewangelią. Ale to pachnie konsekwencjami. Nie da się zjeść ciastka, i mieć ciastko.

"17Wtedy wystąpił arcykapłan i całe jego otoczenie, stronnictwo saduceuszów, napełnieni zazdrością, 18pojmali apostołów i wtrącili ich do więzienia publicznego. 19Ale anioł Pański otworzył w nocy drzwi więzienia i wyprowadziwszy ich, rzekł: 20Idźcie, a wystąpiwszy, głoście ludowi w świątyni wszystkie te słowa, które darzą życiem. 21Usłyszawszy to, weszli z brzaskiem dnia do świątyni i nauczali. A gdy nadszedł arcykapłan i jego otoczenie, zwołali Radę Najwyższą, to jest całą starszyznę synów Izraela, i posłali do więzienia, żeby ich przyprowadzono. 22Lecz gdy słudzy poszli, nie znaleźli ich w więzieniu; zawrócili więc i oznajmili to, 23mówiąc: Więzienie znaleźliśmy zamknięte z całą starannością, a również strażników stojących przed drzwiami, lecz gdy otworzyliśmy, nie znaleźliśmy wewnątrz nikogo. 24A gdy dowódca straży świątynnej i arcykapłani usłyszeli te słowa, zachodzili w głowę, co się z nimi stać mogło. 25Wtem nadszedł ktoś i doniósł im: Mężowie, których wtrąciliście do więzienia, znajdują się w świątyni i nauczają lud. 26Wówczas dowódca straży poszedł ze sługami i przyprowadził ich bez użycia siły; obawiali się bowiem ludu, aby ich nie ukamienowano. 27A gdy ich przywiedli, stawili ich przed Radą Najwyższą. I zapytał ich arcykapłan, 28mówiąc: Nakazaliśmy wam surowo, abyście w tym imieniu nie uczyli, a oto napełniliście nauką waszą Jerozolimę i chcecie ściągnąć na nas krew tego człowieka. 29Piotr zaś i apostołowie odpowiadając, rzekli: Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi. 30Bóg ojców naszych wzbudził Jezusa, którego wy zgładziliście, zawiesiwszy na drzewie, 31Tego wywyższył Bóg prawicą swoją jako Wodza i Zbawiciela, aby dać Izraelowi możność upamiętania się i odpuszczenia grzechów. 32A my jesteśmy świadkami tych rzeczy, a także Duch Święty, którego Bóg dał tym, którzy mu są posłuszni. 33A gdy to usłyszeli, wpadli we wściekłość i chcieli ich zabić. 34W Radzie Najwyższej powstał jednak pewien faryzeusz, imieniem Gamaliel, nauczyciel zakonu, którego cały lud poważał, polecił usunąć na chwilę apostołów 35i rzekł: Mężowie izraelscy, rozważcie dobrze, co z tymi ludźmi chcecie uczynić. 36Albowiem nie tak dawno wystąpił Teudas, podając siebie za nie byle kogo, do którego przyłączyło się około czterystu mężów; gdy on został zabity, wszyscy, którzy do niego przystali, rozproszyli się i zniknęli. 37Po nim wystąpił w czasie spisu Juda Galilejczyk i pociągnął lud za sobą; ale i on zginął, a wszyscy, którzy do niego przystali, poszli w rozsypkę. 38Toteż teraz, co się tyczy tej sprawy, powiadam wam: Odstąpcie od tych ludzi i zaniechajcie ich; jeśli bowiem to postanowienie albo ta sprawa jest z ludzi, wniwecz się obróci; 39jeśli jednak jest z Boga, nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem. 40I usłuchali go, i przywoławszy apostołów, kazali ich wychłostać, zabronili im mówić w imieniu Jezusa i zwolnili ich. " - Dz.Ap. 5,17-40.


Bracia i siostry czy chcemy zaryzykować wszystko, by ludzie byli zbawiani? Czy jesteśmy gotowi zaryzykować wszystko, by Zbór był święty, by realizował wizję od Boga? Czy jesteśmy gotowi zaryzykować wszystko, jak Piotr i Jan, którzy znaleźli się w wiezieniu, potem przed Radą Najwyższą?
Łatwo jest stać z boku i krytykować, trudniej zaryzykować wszystko.
Jeśli głosimy ewangelię, to może czekać nas odrzucenie, odsunięcie ze środowiska, banicja. Będziemy traktowani jak trędowaci, może?
Jeśli mówisz o swojej nadziei i wierze, jeśli mówisz komuś o planie jaki ma Bóg dla ciebie, o swoich decyzjach wynikających z chodzeniem za Bogiem, to ryzykujesz niezrozumienie. Co gorsze nie tylko ze strony niewierzących, ale czasem, co smutne ze strony współwyznawców. I to najbardziej boli!
Jeśli chcesz być święty w sposób bezkompromisowy, to narażasz się na szyderstwa i szykany. Możesz stać się pośmiewiskiem. Będziesz nierozumiany przez innych, ale będziesz w miejscu w którym chce Cię widzieć Bóg!
Czy chcesz zaryzykować, i być może skazać się na niewygody życiowe, utratę pozycji lub stanowiska, utratę poważania wśród ludzi (kim on jest! Zero)? Czy chcesz zaryzykować odrzucenie i niezrozumienie, nawet wśród najbliższych, nawet wśród wierzących?
Po co? Dla jakich idei, dla kogo mamy to znosić?



3. Bądźmy gotowi zaryzykować dla Chrystusa.

Wersety kluczowe w tym fragmencie niosą odpowiedź, przeczytajmy:

"41A oni odchodzili sprzed oblicza Rady Najwyższej, radując się, że zostali uznani za godnych znosić zniewagę dla imienia jego. 42Nie przestawali też codziennie w świątyni i po domach nauczać i zwiastować dobrą nowinę o Chrystusie Jezusie." - Dz.Ap. 5,41-42.

Nie ze względu na ideę, ale dla Chrystusa!
Radowali się, cieszyli się „że zostali uznani za godnych znosić zniewagę dla imienia Jego”. Nie nie byli chorzy, byli normalni. Nie nie byli zaprogramowani, wyzuci z emocji, wręcz przeciwnie oni kochali. Byli zakochani w Jezusie.
Jak łatwo jest śpiewać pieśni, modlić się, mówić kocham cię, ale czy jesteś gotowy zaryzykować wszystko dla tej miłości?
Ja nie pytam nas dziś (bo siebie też), czy jesteśmy gotowi umrzeć dla Chrystusa. Ja się pytam czy jesteśmy gotowi żyć dla Chrystusa.
Mówisz: jestem wierzący!
Tak nas wierzących pytam, czy jesteśmy naprawdę gotowi żyć dla Niego i z Nim? To może oznaczać, że nasze wygodne co niedzielne chrześcijaństwo zostanie zburzone. To może oznaczać, że nie będziesz miał czasu na swoje przyjemności, to oznacza, że ludzie będą się od ciebie odwracać. Czy jesteś gotów? Czy jesteś gotowy pójść tam gdzie Bóg cię pośle?
Czy jesteś gotów zaryzykować i zacząć zwiastować dobrą nowinę na co dzień, tam gdzie się znajdziesz?



Zakończenie.

Łatwo jest chcieć wielkich rzeczy. Pokażcie mi chrześcijanina, który nie chce by się ludzie nawracali. Chcemy, by zwiastowana ewangelia docierała do ludzkich serc, by i dziś zwiastowana ewangelia przemieniała ludzkie życie. Ale czy chcemy zaryzykować wszystko ze względu na Chrystusa?
Czy jesteśmy gotowi, i czy chcemy zaryzykować swoje wygodne życie, reputację. Swoje stanowisko i poważanie u ludzi. Czy chcesz zaryzykować, że będziesz niezrozumiany/ niezrozumiana, odrzucony? Czy jesteśmy na tyle zdeterminowani, by głosić Chrystusa? By przykładać swoją rękę do budowania Bożego Królestwa?
Czy jesteśmy gotowi zjeść to ciastko ponosząc konsekwencje?
Innymi słowy czy jestem gotów zwiastować Chrystusa ludziom nie zbawionym, czy jestem gotowy pokazywać Chrystusa ludziom w Kościele mimo, iż to co może mnie spotkać to niezrozumienie, odrzucenie? Czy jestem gotów czynić Bożą wolę dla swojego życia, nawet jeśli będzie to oznaczało porzucenie, stratę czy wyzbycie się wygód?
Bądźmy gotowi znosić przeciwności ze względu na Chrystusa! A wtedy przekonamy się, że nasze życie będzie pełne radości z czynienia Bożych dzieł. Będziemy potrafili cieszyć się znosząc zniewagi i potwarze. Nasze chrześcijańskie życie znów nabierze właściwego smaku.
Ja nie pytam nas dziś, czy jesteśmy gotowi umrzeć dla Chrystusa. Ja się pytam czy jesteśmy gotowi żyć dla Chrystusa!


1 komentarz:

  1. Zapomniałem dodać, że to kazanie umieszczam na "wyraźną prośbę" siostry ze zboru. Więc jakby co to nie moja wina ;) .
    Oczywiście można komentować (tak jak każdy inny post).
    A ja sobie będę moderował owe "komenty" :D
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń