Moja przygoda (która na dobrą sprawę, ma dopiero szanse na rozwój) z fotografią (mocno szumnie brzmi, a chodzi o pstrykanie) ma swoje wzloty i upadki (tych więcej).
Pierwsze wspomnienie z fotografią: stoję w oknie patrząc na dach zaniedbanej kamiennicy. Stoję zachwycony, z otwartą gębą i... łapie za węgiel i kartkę. Niestety, talent mam, ale do czegoś innego :) . Więc myśli powędrowały do aparatu, którym można by było uwiecznić ów widok. Aparatu jednak nie miałem, a kamienicę po latach wyremontowano (przy okazji przerabiając na nieciekawy obiekt).
Druga myśl o robieniu zdjęć pojawiła się gdy zobaczyłem na ulicy staruszkę, która zgięta w pół ciągnęła wózek z jakimiś szpargałami. Do dziś mam "w oczach" ten obraz: czarno-biały, reportażowy.
Potem przyszła próba zakupu aparatu Smiena. Próba nie udana. Mimo wstępnego przekonania rodziców, nauczycielka nie chciała mi wydać pieniędzy zbieranych w SKO (pamiętacie szkolne kasy oszczędności?).
I tak oto zabito samorodny talent. Nie zostałem fotografem :D
Część druga nastąpi (wkrótce)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz