W Ewangelii wg. św. Łukasza znajdujemy słowa wypowiedziane przez anioła do Marii (Miriam): "błogosławionaś ty między niewiastami" (1,28 w przekładzie warszawskim). Zawsze zastanawiało mnie, że owe błogosławieństwo tak znacznie się różni od tego co dziś wielu rozumie pod słowem błogosławieństwo.
Bo spójrzmy, młoda kobieta (szczerze to raczej dziewczyna) zachodzi w ciążę. Tłumaczy wszystkim (w tym swemu narzeczonemu), że nie spała z żadnym mężczyzną. Z Ewangelii wg. Mateusza dowiadujemy się, że Józef w pierwszym odruchu chciał ją zostawić.
Potem w ciąży musi wyruszyć wraz z mężem na spis. Podróż pieszo i osłem w finale kończy się w stajni (grocie) gdzie rodzi się Jezus (niezbyt przytulne warunki). Dzieją się dziwne rzeczy. Nie, nie zwierzęta nie mówią ludzkim głosem. Myślę raczej o mędrcach (królach) i pasterzach. Dalej (też z relacji Mateusza) widzimy, że muszą uciekać do Egiptu, a wracają do Nazaretu.
I gdzie tu błogosławieństwo? A przecież nie poszliśmy dalej (dziwne zachowanie syna, straszna śmierć). Gdzie współczesne super samochody, pełen portfel i szacunek u ludzi? Gdzie te wszystkie "błogosławieństwa", których tak domagają się współcześni wierzący? Gdzie wreszcie ów "power duchowy" w życiu, "niebo na ziemi"?
Zamiast mamy raczej zmartwienie, trud, niepewność i potrzeba zaufania Bogu, że On wie co robi. Że ma wszystko w swoim ręku!
Jaka dla mnie nauka z życia matki mojego Pana?
Być błogosławionym to być w miejscu i czasie, który wyznaczył Bóg realizując Jego plan.
Więcej o Marii można poczytać w tekście pastora Wojciecha Gajewskiego "Matka mojego Pana".
Bo spójrzmy, młoda kobieta (szczerze to raczej dziewczyna) zachodzi w ciążę. Tłumaczy wszystkim (w tym swemu narzeczonemu), że nie spała z żadnym mężczyzną. Z Ewangelii wg. Mateusza dowiadujemy się, że Józef w pierwszym odruchu chciał ją zostawić.
Potem w ciąży musi wyruszyć wraz z mężem na spis. Podróż pieszo i osłem w finale kończy się w stajni (grocie) gdzie rodzi się Jezus (niezbyt przytulne warunki). Dzieją się dziwne rzeczy. Nie, nie zwierzęta nie mówią ludzkim głosem. Myślę raczej o mędrcach (królach) i pasterzach. Dalej (też z relacji Mateusza) widzimy, że muszą uciekać do Egiptu, a wracają do Nazaretu.
I gdzie tu błogosławieństwo? A przecież nie poszliśmy dalej (dziwne zachowanie syna, straszna śmierć). Gdzie współczesne super samochody, pełen portfel i szacunek u ludzi? Gdzie te wszystkie "błogosławieństwa", których tak domagają się współcześni wierzący? Gdzie wreszcie ów "power duchowy" w życiu, "niebo na ziemi"?
Zamiast mamy raczej zmartwienie, trud, niepewność i potrzeba zaufania Bogu, że On wie co robi. Że ma wszystko w swoim ręku!
Jaka dla mnie nauka z życia matki mojego Pana?
Być błogosławionym to być w miejscu i czasie, który wyznaczył Bóg realizując Jego plan.
Więcej o Marii można poczytać w tekście pastora Wojciecha Gajewskiego "Matka mojego Pana".
Niezwykly post!!!
OdpowiedzUsuńJest dzis odpowiedzia na moja modlitwe!!!
Dziekuje Ci i blogoslawie Was!
Ciesze się, że mogłem być pomocny.
OdpowiedzUsuńNajwyższemu niech będzie chwała.
Pozdrowienia dla całej rodzinki. Niech dobry Pan Was wspiera.