Może lepiej, by było gdybyśmy jako wierzący nie rozmawiali tyle o asertywności, przebojowości i charyzmie (nie mówiąc o marketingu i reklamie w sposobach działania Kościoła), a zamiast tego zajęli się w pokorze zwiastowaniem Ewangelii.
Zamiast zdobywać kolejną wieś, miasto, kraj (gdzie one są?) poświęcali się zdobywaniu pojedynczych serc, które będą całkowicie oddane Panu.
We współczesnym Kościele za dużo jest efekciarstwa i show. Za mało zaś w nas pokory i polegania na Bogu.
Kontynuując swoje postanowienia (nie postanawiając) chcę więc skupić się więcej na przebywaniu z Bogiem na modlitwie.
'Like' :]
OdpowiedzUsuńMyślę że to ma korzenie w chęci przyciągnięcia ludzi. Chęci może dobre, ale jak to bywa w życiu - wykonanie niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńA ja uważam, że jest miejsce i na działania indywidualne/lokalne (rozmowy z pojedynczymi ludźmi), jaki i wspólnotowe/regionalne/globalne (przejaw głoszenia ewangelii przez np. zbór dla miasta) :). Jedno drugiego nie wyklucza, z tym, że rzeczywiście nie można się zamknąć wyłącznie w swoim "oglądzie" rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńHarry, ależ ja też tak uważam. Jest miejsce.
OdpowiedzUsuńWpis wcale nie dotyczy metod zwiastowania ewangelii w sensie indywidualne vs akcje.
Mówi o zamienianiu ewangelizowania (a więc zwiastowania Ewangeli)i na metodykę rodem z podręczników marketingu i zarządzania. Powoduje to, że grzesznik staje się targetem, któremu trzeba zareklamować produkt. Następnie przyciągnąć, związać z produktem lub firmą, a potem mieć program lojalnościowy, by utrzymać.
Ta mentalność zagnieżdżająca się w Kościele powoduje, że grzech przestaje być najważniejszym problem współczesnego człowieka. Jest nim zdrowie, powodzenie, sukces itp.
I o mentalności i jej zmianie pisałem, nie o sposobach i formach.