Dziś czytając "Klejnoty Bożych Obietnic" C.H. Spurgeona trafiłem na taki fragment*:
"[...] Czyżby wszystko było możliwe, z wyjątkiem dania wiary Bogu? Wszak On jest wieczną Prawdą, - dlaczegoż więc nie wierzymy Mu? On jest wierny Swemu Słowu, dlaczego Mu nie ufamy?..."
Nie chodzi tylko o "zawierzenie" swego życia Bogu, ale o nasze codzienne "chodzenie z Panem", które tak niemiłosiernie komplikujemy. Tłumaczymy, że trzeba to i tamto wziąć pod uwagę.
Czy brak nam wiary, by po prostu żyć Bożym Słowem?
"Jeżeli serce jest zdrowe, wiara wstępuje w nie bez żadnego wysiłku; wówczas jest dla nas zupełnie naturalne, aby polegać na Bogu, jak dzieci polegają na ojcu swoim."
Może rzeczywiście jesteśmy "chorzy"? Ciągle bronimy się przed prostym, ufnym i spolegliwym patrzeniem na Boga?
Bo co inni powiedzą? Bo mnie "wykorzystają"! Bo to się nie opłaca, nie będę naiwniakiem!
Co jest Twoją chorobą, która nie pozwala, by w sercu zagościła wiara?
"Najgorsze jest to, że wierzymy Bogu we wszystkim, oprócz cierpień, dręczących nas w danej chwili. Ale to właśnie jest głupstwem. Pójdź, duszo moja, strząśnij grzeszną niewiarę z siebie, powierz Bogu ciężar, pracę, tęsknotę obecnego swego utrapienia."
Rozwiązanie?
Wołajmy do Boga: "przydaj nam wiary"**! On zaś "trzciny nadłamanej nie dołamie"***!
Dzięki Ci Panie!
---
* na dzień 9 grudnia
** Łuk 17:5
*** Mat 12:20
---
zdjęcie pochodzi z facepage (na facebooku) profilu: uwielbiam zapach dobrej książki przy kawie
Łatwo jest mówić, że wierzy się w Boga i Bogu, kiedy ma się dach nad głową, dobrą pracę/szkołę, pełny talerz i zdrowe ciało. Często jednak kiedy brakuje choć jednej z tych rzeczy, nagle człowiek odwraca się od Boga, chociaż On nigdy nigdzie nam nie obiecał, że na ziemi będziemy mieć tylko to, co wspaniałe i w ogóle że będziemy mieć różowo. Z drugiej strony, jest takie przysłowie: "Jak trwoga, to do Boga!" - a więc nie zawsze wiara zrodzona w cierpieniu jest trwała. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOkoliczności (w tym i cierpienie) pokazują (wręcz obnażają) to co nam naprawdę siedzi w sercu. Czy ciągle nasze "ja" dzierży stery, czy Jezus? Taki "papierek lakmusowy" sprawdzający stan naszego serca.
OdpowiedzUsuńpozdro