| Home | 365/2012 | in my eye | VW T3 Westfalia | Zbór w Mielcu |

Wyjazd (czyżby przerwa w nadawaniu?)

Dzisiejszy dzień to kolejne chwile pakowania, planowania i picia melisy :D Jutro rano wyjeżdżamy do Mielca. Spędzimy tam czas do niedzieli. Zobaczymy nasze przyszłe mieszkanie, spotkamy się z braćmi i siostrami. Pozwiedzamy miasto. Małgosia odwiedzi także swoje nowe miejsce pracy.
Nie wiem czy w miejscu, w którym się zatrzymamy będę miał dostęp do internetu, więc blog może zamilczeć, aż do poniedziałku. Postaram się za to okrasić kolejne wpisy zdjęciami z wyjazdu.
Choć po cichu liczę, że będzie tam dostęp do neta :)

Niestety nie możemy tym razem wziąć ze sobą naszej psiny :(
Zostanie pod opieką moich rodziców.

Chciałbym już być na miejscu. Najgorsze są okresy przejściowe ;)

Trzymajcie się ciepło i poręczy, i pamiętajmy; Boże miłosierdzie jest ciągle dostępne.

Tak samo, a jednak inaczej

Ten sam obiekt. Ale inne lata. Inna pora roku i diametralnie różna sytuacja.
Międzyrzec Podlaski. Dworzec PKP.
Fakt, że te reklamy wyglądają paskudnie, ale i tak cieszę się z "dzisiaj".

Starsze zdjęcie pochodzi (jak zwykle) z profilu Międzyrzeca Podl. na nasza-klasa.pl






Z innej beczki:
Jestem rozdrażniony, poirytowany i zdenerwowany. Powodem jest nasza przeprowadzka do Mielca. Ja, który lubię zorganizowanie, porządek i ład muszę zdać się na działanie spontaniczne. Choć doceniam zalety takiego podejścia, to jednak nerwy zaczynają dawać znać o sobie :(
Mam problemy ze snem i z żołądkiem.
Ale w rzeczywistości jest tak, że zaczynam odczuwać stres związany z objęciem służby na nowym odcinku. Wiem, że jest to Boże powołanie, i pocieszam sie tym, że jest to Boży Kościół, a ja jestem tylko narzędziem. Ale mimo to się denerwuję.
Wiem, że byłem przez Boga na to przygotowywany i (z jednej strony) patrzę z nadzieją, ale stres nadal mnie nie opuszcza. Cóż nie jestem maszyną lecz człowiekiem wypełnionym kotłującymi się emocjami.

Chcę ufać Bogu, bo On ma moc wszystko dobrze uczynić. W Nim nasza nadzieja. Dlatego proszę o modlitwę.

Dawne kino Bałtyk

Małgosia usilnie zachęca mnie do jazdy na rowerze lub chociaż spacerów. Troszczy się o moją kondycję i samopoczucie. Rzeczywiście za mało się ruszam. Obiecałem sobie, ze po przeprowadzce do Mielca rozpocznę cykl dwugodzinnych, codziennych spacerów. Ciekawe co na to mój pies? I które z nas zrezygnuje w pierwszej kolejności; ja, pies, czy Małgosia :D
Ale dziś jako posłuszny mąż (ale w żadnej mierze pantoflarz) poszedłem na spacer. Wyszedłem, by cyknąć fotkę (tą nowszą ;) ).


zdjęcie pochodzi z nasza-klasa.pl (profil miasta)


zdjęcie "cyknięte" dziś (2008.08.23) przez autora bloga :)

Zdjęcia przedstawiają dawną remizę strażacką na ul. Kościelnej.. Ja pamiętam, że od mojego "zawsze" było to kino "Bałtyk". Potem wybudowano kolejną "ni pies, ni wydrę" i tam przeniesiono kino zmieniając nazwę na "Sława". Bynajmniej nie dlatego, że kino miało być sławne ;) , ale od imienia międzyrzecczanki Sławy Przybylskiej.
W czasach gdy było w tym budynku kino, funkcjonowała również i straż pożarna (na tyłach). Po latach przeszło to w ręce prywatne. Na dole jest warsztat samochodowy, a na górze sklepy, wypożyczalnia kaset video, jakiś komis aparatów komórkowych (znaczy telefonii mobilnej). Zdaje się, że jest tam również biuro rachunkowe. Na pewno jest sala weselna.
I jest jeszcze (celowo zostawiłem na koniec) gabinet stomatologiczny, który serdecznie polecam (pani Łaskawiec). Jest to jedyna dentystka, którą mile wspominam, i której dałem się dotknąć do mojej szczęki. [Przy okazji dziękuję jeszcze raz za cierpliwość, zrozumienie i leczenie :) ]

Budynek, którego fragment widać po lewej stronie nie zmienił się prawie wcale. Na marginesie przez kilka lat to tam właśnie zgromadzał się Kościół Zielonoświątkowy. Budynek podobno służył za magazyn skór. I rzeczywiście było w nim okropnie zimno i sól wychodziła ze ścian.
Na swój sposób było to błogosławione miejsce. Na schodach (od podwórza) przesiadywali miejscowi pijaczkowie. Było więc sporo okazji do zwiastowania ewangelii i dzielenia się wieścią o Chrystusie, który uwalnia.


A teraz z innej beczki.
Otóż modlę się o swoją w służbę w Mielcu. Bóg jest dobry i ciągle przechodząc sie w cichym powiewie swojego Ducha daje wskazówki i pokazuje co zwiastować. Tak, że nie tylko wiem co będę zwiastował 31 sierpnia (od 27 d 31 będziemy z Małgosią w Mielcu), ale również objawia co będzie "na kazalnicy" gdy już tam osiądę. Bądź Panie wywyższony, a Twój Kościół niech będzie błogosławiony.

A jutro jadę do Siedlec, by tam usłużyć Słowem Bożym.

Wczoraj i dziś pałacu Potockich


 



Dziś zdjęcia Pałacu Potockich w Międzyrzecu Podlaskim.
Starsze zdjęcie pochodzi z roku 1956 (znalezione na "nasza-klasa.pl w profilu miasta M-c Podl.).
Natomiast nowsze zrobiłem sam.



Jak widać pewne rzeczy nie wiele się zmieniły. Pogierkowski styl architektoniczny ma się dobrze. Tzn. nie wiem czy rzeczywiście pogierkowski, gierkowski czy jakiś inny, ale tak mi się kojarzy. A faktem jest, że pałacyk został przebudowany, a raczej zeszpecony :(
I tylko drzewo trochę urosło.


a to zdjęcie od frontu

Poprzednio budynek służył dla "Domu dziecka", a dziś jest siedzibą filii kilku uczelni i stowarzyszeń.
Tutaj swoją siedzibę ma Lubelski Uniwersytet Trzeciego Wieku w Lublinie, filia w M-c (swoją drogą ciekawa nazwa: Lubelski (...) w Lublinie, a gdzie miałby być jeśli lubelski? w Gdańsku?). Znajduje się tu też: Jednoroczna Policealna Szkoła Edukacji Innowacyjnej w M-c Podl.. Ciekkawe czego tam uczą :) . Ale i tak powala mnie na kolana: Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi. Czyli taka "ni pies, ni wydra". Choć z drugiej strony ekonomiści o humanistycznym podejściu są czasem przydatni :)
Siedzibę ma tu też Fundacja na Rzecz Szkolnictwa Wyższego Specjalnego i Kultury w M-c, oraz Międzyrzeckie Stowarzyszenie Rozwoju Przedsiębiorczości.
Ech jak nam się pięknie Pałacyk rozwija... .


Co do zaś rzeczy, które nie przemijają. Myślę sobie o przyjaźni. Są ludzie, z którymi jest jakaś nić porozumienia. Jakbyśmy nadawali na tych samych falach. Wystarczy kilka słów i wszystko jest jasne. Tacy są przyjaciele i takie było wczorajsze popołudnie, gdy mogliśmy gościć u naszych przyjaciół.
Dzięki.



 

Maniak komputerowy?

Małgosia twierdzi, że za dużo czasu spędzam przy komputerze. Fakt, że jestem pierwszy w kolejce do wszczepienie interfejsu do mózgu.
Ale żeby zaraz, że za dużo czasu...?
Kompletnie nie wiem o co chodzi?


Międzyrzec wczoraj i dziś

Namnożyło się dziś postów. Ale tego nie mogę sobie odpuść. Chciałem popełnić go już wczoraj, ale zdjęcie nie wyszło bo jakiś bus zasłaniał widok. Dziś było "czysto", więc się pokusiłem i jest.

Pierwsze zdjęcie znalazłem na "naszej klasie" w profilu miasta Międzyrzeca. Drugie (jak większość na blogu) jest mojego autorstwa. Zdjęcie przedstawia to samo miejsce, tylko czas inny.




Dziś po mieszkańcach Międzyrzeca, którzy byli wyznania mojżeszowego nie ma prawie żadnych śladów. Tylko tablica (choć są nadzieje na pomnik) i cmentarz (kirkut). I oczywiście zabudowa. Trochę szkoda, że ten niewątpliwie uroczy kawałek historii międzyrzeckiej jest spychany na margines. A przecież większość mieszkańców miasta to byli żydzi. Wstyd mi za mieszkańców miasta (i władze), które z niezrozumiałych dla mnie względów nie chcą w centrum miasta pomnika, pomnika nawiązującego do historii miejsca. Lepiej przecież stawiać kolejne pomniki "wielkich polaków", byle by tylko nikomu się nie narazić :(. Smutne to i jakże prawdziwe.

Przy okazji wspomnę, że Międzyrzec to kiedyś mozaika religijno-wyznaniowa. Oprócz religii mojżeszowej (kiedyś w większości), oczywiście istniała społeczność rzymsko-katolicka. Ale także i unicka (dzisiejszy kościół pod wezwaniem św. Józefa to dawna cerkiew). Wczoraj zaś w książce ks. Pleszczyńskiego znalazłem informację (wypis z ksiąg parafialnych), że na terenie parafii M-c w roku 1886 było 7 ewangelików (słownie siedmioro).
Protestanckich tradycji miasto więc nie ma. Bo dopiero w roku 1998 został zarejestrowany przez władze Zbór (parafia) Kościoła Zielonoświątkowego.
Na dzień dzisiejszy, oprócz 4 parafii rzymsko-katolickich (św. Mikołaja, św. Józefa, św. Piotra i Pawła oraz pw. Chrystusa Króla) istnieje Zbór zielonoświątkowy. Funkcjonuje także grupa (nie będąca chrześcijańską) Świadków Jehowy - nie znam ich statusu (nie mam zielonego pojęcia ilu jest członków i czy są zborem).
Nie ma chyba już ani unitów, ani wyznawców judaizmu.

Plac(?) Zbawiciela


A oto i plac Zbawiciela z poprzedniej notki. Prawda, że ma dumną nazwę? Jak plac to plac!


A to "od tyłu"

Luźnych myśli kilka o nazwach ulic, placów, skwerów


 


U zbiegu ulic ks. Adolfa Pleszczyńskiego i ul. (alei?) Prymasa Stefana Wyszyńskiego stoi kościół pod wezwaniem Chrystusa Króla. Jest to najmłodszy rzymsko-katolicki budynek sakralny. W sumie na terenie miasta, które ma ok. 17 000 mieszkańców są 4 parafie rzymskie.
Ale ja nie o tym. Chciałem raczej pociągnąć dalej temat nazw.
Otóż międzyrzeckich ulic nie ominęły zmiany nazw. Mamy już z poprzedniego postu ulice: ks. Adolfa Pleszczyńskiego i ul. (alei?) Prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Mamy w centrum miasta pl. Jana Pawła II, który wcześniej nazywał się pl. Bohaterów Miasta, a jeszcze wcześniej (tego nie pamiętam) Dzierżyńskiego.
Ale i tak najlepszy moim zdaniem jest plac Zbawiciela. I bynajmniej nie chodzi mi o nazwę, ale ponownie o szumne określenie: plac.
Powinno być raczej placyk, zresztą czy ja wiem? Ja się nie znam. Dość powiedzieć, że ów plac to tak naprawdę kawałek miejsca gdzie jest trawnik, że dwa drzewa i chodnik. Wszystko to na skrzyżowaniu ul. Warszawskiej i Lubelskiej. Jest to główne skrzyżowanie w mieście i doczekało się nawet świateł regulujących ruch pieszych i samochodów (a jaka to była atrakcja :) )
A i najważniejsze, na placu stoi olbrzymich rozmiarów pomnik - krzyż z postacią przedstawiającą Chrystusa i coś tam jeszcze. Pomnik jest olbrzymich rozmiarów, a przy skromnej wielkości placu jest niepraktyczny - stoi na środku i przechodząc ze skweru Armii Krajowej (popularny: małpi gaj) przez pasy, trzeba go omijać.
Tak to opisuje, że chyba będę musiał zrobić zdjęcie :D


 

Uliczne rozdwojenie nazwy

Całe życie, jak do tej pory, mieszkam w M-c Podl.. Wydawało mi się, że znam przynajmniej większe ulice. Ale cóż, nie wszystko jest takie na jakie wygląda. Od roku mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, a kilka dni temu zdałem sobie sprawę, że nie wiem jaki mam adres :)

Czy mieszkam przy alei czy ulicy? Bo, że Wyszyńskiego to jestem pewien :)


to tabliczka na bloku, w którym mieszkam, czyli przy alei Wyszyńskiego


a to tabliczki na skrzyżowaniu ul. Pleszyńskiego i ul. Wyszyńskiego

To w końcu gdzie ja mieszkam? :D

Słów kilka celem wyjaśnień

Nie to żebym sie tłumaczył. Bo normy co do ilości postów sobie żadnej nie wyznaczałem, ale ostatnie wpisy zbyt twórcze nie są :)

Wczoraj wyjechała młodzież Euromission, ale pracy wcale nie było mniej :)
Przygotowałem kazanie na dziś pt.: "Ile kosztuje ludzka dusza?", a po południu było spotkanie z katechumenką. Dopiero wróciłem ze spotkania.
Jak odsapnę to trochę skrobnę słów. Ale pewnie nie jutro. Bo jutro jest pogrzeb matki jednej z sióstr ze Zboru. Trudna dla niej chwila, więc trzeba przy niej być.

Więc..., cierpliwości.

Kilka fotek na początek (a w zasadzie dzień szósty)


 


Bez komentarza.






Jutro młodzież wyjeżdża z M-c do Lublina. Tym samym kończy się tegoroczna akcja misyjna Euromission w naszym mieście. Jutro i w niedzielę czeka mnie jeszcze trochę pracy. Może więc od poniedziałku zamiast samych zdjęć będzie szansa na jakiś tekst? :)

ps. Na podsumowanie "akcji" przyjdzie jeszcze czas. Trzeba najpierw odpocząć i na wszystko spojrzeć z dystansem. Choć już dziś mogę napisać, że a) grupa była super, b) liderzy (liderki) jeszcze lepsi, c) i był to błogosławiony czas nauki dla wielu z nas zaangażowanych w ewangelizację (choć uczyliśmy się nawzajem raczej w innych dziedzinach ;) )



 

I dzień kolejny za nami

Proszę o to kilka kolejnych fotek. Miłego oglądania.






Dzień trzeci: akcja ewangelizacyjna

Tak i minął dzień trzeci. Grupa z obozu Euromission robi dobrą robotę. Wybaczcie, że tak skąpo piszę, ale siły mam już na wyczerpaniu :)
Napiszę tylko, że prace (malowanie) w przedszkolu zakończone. Niestety nie udało nam się wszystkiego co było planowane zrobić (czas, siły). Za to przyszły gabinet lekarski jest pięknie odmalowany w kolorze słonecznym (dla mężczyzn: żółtym) :)
Wrzucam kilka zdjęć, ale wybaczcie bez komentarza.





i to na razie tyle. Do usłyszenia w następnym wejściu ;)

Dzień drugi - wyjazd misyjny do Łukowa (i nie tylko)


Dzień rozpoczęliśmy od wspólnego czasu poświęconego lekturze Słowa Bożego i modlitwie.



Następnie udaliśmy się w dwa miejsca (mieszkanie prywatne i przedszkole, by tam odmalować pomieszczenia). Zdjęcie przedstawia wejście do mieszkania prywatnego. Widoczne zaś okno wiedzie do pokoju, który jest remontowany.



A to malowanie pomieszczenia w przedszkolu:



Tego dnia był szybki obiad.


Po obiedzie zaś, jedna grupa pojechała do Łukowa, gdzie rozniosła zaproszenia. Druga grupa w tym czasie dalej remontowała mieszkanie. Wszyscy spotkaliśmy się w łukowskim klubie "Apis" ok. godz. 17:00, by o 18:00 przedstawiać dramy, tańczyć, flagować, składać świadectwo i mówić o najwspanialszej osobie jaką jest nasz Bóg.
W świadectwie mogliśmy usłyszeć o największej miłości, która zwycięża całe zło. Możesz również wysłuchać tego świadectwa (nagranego przy innej okazji, przez kogoś innego ;) ): "Świadectwo Julii".

Po powrocie była kolacja i wieczorem zrobiliśmy sobie zamiast "kina..." krótki czas modlitwy.

A dziś.... to już w następnej relacji. Do poczytania... ;)


"Kino nocnych Marków"

Zgodnie z obietnicą, choć z lekkim poślizgiem fotorelacja z wieczornego czasu. Start 21:15 (w rzeczywistości troszkę później ;) ) Część delektowała się filmem, a część rozmowami.
A oto i zdjęcie.


A oto i moja żona podczas zażartej dyskusji :) Ale to tylko tak groźnie wygląda ;)


A na koniec słoneczniki od sąsiadki z ogrodu.


Pierwszy dzień akcji ewangelizacyjnej

Dzisiejszy dzień zapełniony był w 120%. Do tego stopnia, że zapomniałem robić zdjęcia. Cyknąłem tylko kilka fotek, a i to na szybko. Widać to zresztą po jakości zdjęć :(

Ale do rzeczy.
Najpierw poranna społeczność, tzw. "cichy czas".


Przedpołudniem akcja "pomaluj swój świat".


Wieczorem główne spotkanie.


Pomiędzy tym wszystkim też się wiele działo, ale nie mam sił pisać, a zdjęć nie posiadam.
A zaraz wybieram się na "kino nocnych marków". Ale o tym może napiszę jutro razem z relacją z dnia następnego (popołudniem wyjazd do Łukowa).

Akcja...

Wczoraj przyjechała do M-c grupka młodzieży. Przyjechali w ramach obozu ewangelizacyjnego "Euromission". Ich celem jest wspomożenie międzyrzeckiego Kościoła w zwiastowaniu Ewangelii. Będzie się to działo poprzez różnego rodzaju wydarzenia.
Dziś start z konkretami. Jeśli będę miał chwilę to postaram się każdego dnia wrzucić jakąś słowno-zdjęciową relacjo-informację :)

Dziś zdjęcia ze spotkania wieczornego z niedzieli.
Akcja!...


Złamany symbol...

Z racji tego, iż mam dziś dużo pracy wrzucam tylko zdjęcie (zrobione wczoraj).
W komentarzach można przedstawić swoje interpretacje ;)



---
ps. świecznik pękł podczas upadku na podłogę w wyniku strącenia :( Mam nadzieję, ze da sie go skleić (jak będzie czasu chwila).

"Na karuzeli życia..."

Prawie na osiedlu, w miejscu zwyczajowo przyjętym rozkłada się wesołe miasteczko (choć ja pamiętam, jak karuzela rozkładała się przy PKS-ie - aż taki stary jestem :) ) . Popatrzyłem chwilę przez okno, a ponieważ naszły mnie wspomnienia chwyciłem aparat i wyszedłem zrobić kilka fotek.
Kiedyś gdy "karuzela" przyjeżdżała do M-c, to była to atrakcja dla wszystkich mieszkańców. Dzieci, młodzież, dorośli. Wszyscy szli, by sie spotkać.
Czy w dzisiejszych czasach taka forma spędzania czasu jest jeszcze atrakcyjna?

Mogłem przez chwilę porozmawiać z kimś z "wesołego". Jak twierdzi wszystko rozbija się o pieniądze. Gdyby ludzie mieli ich więcej, chętniej by je wydawali na takie atrakcje. Nie mi się wypowiadać o tym czy ma racje (częściową lub całkowitą) czy też nie. Wydaje mi się jednak, że sprawa jest trochę bardziej skomplikowana.

Nie mniej, lubię patrzeć na kręcące się karuzele (te wspomnienia z pierwszego przejazdu na "dużej") i darzę sentymentem zjawisko jakim jest "wesołe miasteczko". Całkowicie przeciwnie co do cyrku, ale to tak na marginesie.

Magiczne wejście - brama do innego świata

Pamiętam, ze jako nastolatek chciałem uciec takim taborem w Polskę. Chciałem przyłączyć się
do wesołego miasteczka, poznawać nowe miejsca. I dobra, przyznam się: poznawać piękne dziewczyny :)
Bo przecież życie "na wozie" jest takie atrakcyjne :)
Skończyło się na marzeniach..., jak wiele rzeczy w moim życiu :) Może to i lepiej?

"Łabędzie" - karuzela. Łabędzie jak łabędzie ;) ale te rysunki/malunki.
W tym kiczowatym przedstawianiu świata jest też wiele sentymentu.
Ciepłego sentymentu i życzliwości.


"Gabinet Śmiechu" - tu akurat nigdy nie widziałem nic śmiesznego.
Już jako małe dziecko wiedziałem, że zwierciadła powodują deformacje obrazu.
Przyznaję się jakoś nigdy mnie to nie śmieszyło. Ale i tak obowiązkowo odwiedzałem "gabinet luster".


i oczywiście nie mogło zabraknąć "dużej" karuzeli,
do dziś mam w oczach widok jak mój ojciec, gubi klapka
w trakcie takiej zabawy (klapek został odnaleziony w krzakach)

Zdjęcia nie są najlepsze (mam świadomość, że marny ze mnie fotograf), ale cóż. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :)

Nie wiem czy to wpływ lektury, filmów czy gier komputerowych, ale oprócz pozytywnych wspomnień w mojej podświadomości istnieje drugi, inny obraz "wesołego miasteczka".
Ciągle mam wrażenie, że z gabinetu luster wyjdzie z obłąkanym śmiechem klaun, otoczony gromadą karłów. Wszyscy mają krew na rękach i szaleństwo w oczach. A przyjechali do miasta tylko w jednym celu: pozbawić kogoś życia. Może to być ktoś przypadkowy, więc możesz to być i ty... . AAAaaaaaaaaaaaaaaaa.

A, i miłego dnia ;)

===
ps. Czy ktoś może mnie poinformować czy można sobie fotografować takie "obiekty" bez pozwolenia właściciela? Jak to jest w tym naszym prawie? Można, nie można?