| Home | 365/2012 | in my eye | VW T3 Westfalia | Zbór w Mielcu |

Zdjęcia ze świąt w Zborze



Na stronach zborowych są już zdjęcia ze świąt.
Możesz zerknąć na inne wydarzenia w galerii, albo zobaczyć od razu wigilię i nabożeństwo, a także przyjęcie do Zboru nowych członków.

To ostatni post w tym roku. Wszystkim odwiedzającym dziękuję. Niby nic przez tą noc się nie zmienia, ale jakoś lata trzeba odmierzać ;)
Więc wszystkiego dobrego i do siego roku :D

Kup Pan obraz - komediodramat na chór i resztę

Kup Pan obraz
komediodramat na chór i resztę
obrazkami okraszony


Występują:
Galeria Flash - Sprzedawca i usługodawca w jednej osobie http://www.eplakaty.pl/
Kupujący
Kurier
Chór

Miejsce: 
gdzieś 1 (Dębica)
internet
gdzieś 2 (Mielec)


AKT 1 - Poszukiwania

miejsce: gdzieś 2, 
Kupujący gada do siebie

Kupujący:
Ach, kupiłbym se obraza co na ścianie wisieć zechce i umili mi śniadania i obiady i kolacje. Bom człek chętny by się pięknym też otaczać i by oko swe zawieszać na czymś co choć ciutkę sztuką trąci.

Com pomyślał tom i zrobił! W internecie żem odnalazł sprzedających piękny widok. 
Flash Galeria - piękne strony, obrazeczki mają cudne, a w dodatku oprawiają w opraweczki co sprzedają.

Chór:
On chciał pięknie, on chciał ślicznie i choć dobrze wyglądało to znów nie tak wyszło wszystko! 


AKT 2 - Okropnie nudny

miejsce: gdzieś 2 i internet
Kupujący siedzi przed ekranem monitora, stuka w klawiaturę, co chwila przenosząc wzrok z ekranu na klawiaturę, z klawiatury na ekran. Rozgląda się wokół siebie i powraca do stukania w klawisze. Wszystko to robi mamrocząc do siebie.

Ooo, to, to ładne.
Aaaa, to cudne.
Haaa, toż to śliczne. 
A do tego taka ramka! Ooo, jest oprawa!
Klikam enter i kupuje!

Tera..., tera... teraz...  ooooo już zapłacone. Hmm, szybko poszło

Chór:
On chciał pięknie, on chciał ślicznie i choć dobrze wyglądało to znów nie tak wyszło wszystko! 



AKT 3 - Czekaniem naznaczony

Powinien tu wystąpić Kurier, ale dajmy mu spokój
Kupujący zaczyna być coraz bardziej zniecierpliwiony.

Kupujący:
Gdzie obrazek? Gdzie obrazek? Czekam teraz całe dzionki, od poranka aż do nocki.

Chór:
On chciał pięknie, on chciał ślicznie i choć dobrze wyglądało to znów nie tak wyszło wszystko!


AKT 4 - Wielki finał

Kupujący:
Ach jak cieszy się me serce. Przyszedł obraz, co chcieć więcej. I w niepamięć lecą chwile naznaczone gdy czekałem.
Już otwieram tą paczuszkę...
Lecz cóż to? Oczy mnie zawodzą?

Chór (śpiewa* dwa razy, by podkreślić dramaturgię):
On chciał pięknie, on chciał ślicznie i choć dobrze wyglądało to znów nie tak wyszło wszystko!
On chciał pięknie, on chciał ślicznie i choć dobrze wyglądało to znów nie tak wyszło wszystko!



AKT 5 - Ważne konkluzje na podsumowanie

Kupujący zaskoczony, ale i rozbawiony (dzięki czemu mamy element komediowy):
Ha, ha. Cuda, cuda wyprawiają - tak obrazki oprawiają. Ja rozumiem tymczasowość, sam se passe-partout (czyt. paspartu) zrobię, ale czemu obraz nie włożony jest na środku?

Głos kuriera (jak z zaświatów):
tak przyszedł
Ja tu ręczyć nic nie mogę, bo w transporcie mógł się zsunąć.

Kupujący, wykazując dozę (dużą) zrozumienia, nadal się dziwi:
Lecz najlepsze mam na koniec, bo obrazek choć już wisi, tymczasowy stan osiągając, to wszak on, jak z Australii, do góry nogami!

Kurier odchodzi (nie widać, ale słychać)

Chór (śpiewa** dwa razy, by podkreślić zakończenie):
On chciał pięknie, on chciał ślicznie i choć dobrze wyglądało to znów nie tak wyszło wszystko!
On chciał pięknie, on chciał ślicznie i choć dobrze wyglądało to znów nie tak wyszło wszystko!



---
* pod koniec zawodzi w śpiewie czyli zawodzi śpiewając. Ma brzmieć jakby śpiewali obierani ze skóry
** bądźmy szczerzy, oni nigdy nie umieli śpiewać


A tu już wszystko poprawione


Jedna myśl na dziś dotycząca miłości

Boża miłość nie przymusza do pełnienia dobrych uczynków i pobożnego życia. 
Ona uwalnia do czynienia dobra i przemiany.

a tak sobie pomyślałem ;)

zapowiedź

Już niedługo na blogu komediodramat w pięciu aktach mojego autorstwa. Będzie okraszony zdjęciami, a powstał w wyniku autentycznych wydarzeń. A dziś tylko zapowiedź, bo świętuję (pisząc kazanie na niedzielę ;) ) pamiątkę narodzin mojego Zbawiciela.

Wszystkiego dobrego, obecności Boga Wcielonego

Dostałem e-maila (przemilczę nazwisko) od kogoś strasznie zakręconego, kto stwierdził, że wspominanie narodzin Zbawiciela to pogaństwo. Szczęka mi opadła.
Cały Stary Testament, wszystkie wydarzenia zmierzają w jednym kierunku, by przygotować czas, okoliczności i historię do pojawienia się na scenie najważniejszej postaci. Oto Odwieczny, Stwórca, Druga Osoba Trójjedynego Boga pozostawia wspaniałości nieba. Staje się w pełni człowiekiem (za wyjątkiem grzechu) dla naszego zbawienia. I ja mam się z tego nie cieszyć? Przecież tu chodzi o mojego Zbawiciela, mojego Pana!
Ja świętuję, się raduję, Zbawiciela oczekuję :)
Jezus jest w centrum Biblii. W centrum wszechświata, w centrum historii zbawienia. I w centrum mojego życia!


Wszystkiego dobrego, a nade wszystko, by nasze życie wypełniała obecność Jezusa Chrystusa. 

Tego życzę wszystkim odwiedzającym bloga i sobie też.
Pomyślcie o cudownym Zbawicielu w te święta!

A tu odnośnik do odpowiedzi na pytanie, czy zielonoświątkowcy obchodzą święta Pamiątki Narodzenia Pana: http://darqha.blogspot.com/2008/12/czy-zielonowitkowcy-obchodz-wita-boego.html 

Przedświątecznie

Dziś w Zborze mamy imprezę pt. "Wigilijna (inna) opowieść". Zaczynamy o 19:00, a koniec? A kto to wie :) 

Zaczęła się u Was "przedświąteczna gorączka"? Nie dajcie się zwariować. Zamiast przygotowywać kolejną n-tą potrawę, kolejny raz odkurzać, etc. W te święta choć chwilę pomyślcie o Bogu, który w Chrystusie, porzucił wspaniałości nieba, stał się człowiekiem dla naszego Zbawienia.
Bo Boże Narodzenie mówi nam o wielkości i wspaniałości Wcielenia.

Nie dajmy się zwariować przez reklamy, telewizję ("Kevin sam w domu") supermarkety. Normalności przedświątecznej wszystkim życzę ;)

A "Czas" im służy

Podobno najbardziej podobają nam się rzeczy, które już znamy. Żadna nowa aranżacja starego, dobrego kawałka naszego ulubionego zespołu nie jest w stanie nas zachwycić. Oryginał był najlepszy i koniec kropka. No i tu mam problem.

Znajomi przywieźli mi płytę zespołu, którego muzyka  towarzyszyła mi w moich pierwszych dniach pójścia za Chrystusem. Siłą więc rzeczy kojarzą mi się dobrze. Ich muzyka przywodzi na myśl najlepsze wspomnienia.

Ale wracając do meritum. Oto słucham płyty i nie poznaję.
GMB czy nie GMB? Utwory niby znane, ale nowe aranżacje brzmią... inaczej.
Przyznam, że nie chce mi się dalej pisać tego posta. Wolę posłuchać kolejny raz płyty Grupy Mojego Brata - Czas!

GMB, dzięki.

mam ochotę na chwileczkę...

O tak, mam ochotę na wypad z aparatem. Wczoraj poczytałem o robieniu zdjęć na śniegu. Teraz śnieżek ślicznie "prószy", ale niestety dzisiejszy poniedziałek nie jest wolny. Więc zamiast tego wrzucę kilka kolejnych fotek na "in my eye". Będę miał kilka dni z głowy ;)


Kolejny krok

Wydaje mi się, że dojrzałem do kolejnego kroku, to jest założenia "foto-bloga". 
Koncepcja zakłada rozwiązania wybitnie minimalistyczne. Dlatego na drugim blogu nie będzie moich komentarzy, a jedynie podgląd rzeczywistości widzianej moim (krzywym) okiem. Czasem jedynie, zdjęcie dostanie "oficjalny" tytuł/nazwę. Fotki będą pojawiać się dość nieregularnie (poza pierwszym okresem).
Wystrój bloga ciemny (prawie, że czarny), tak by nie rozpraszać i pozwolić moim fotograficznym wypocinom przemawiać ;) 
Pozostawiłem możliwość komentowania (moderowanego) zdjęć. W końcu blog może być  również formą pewnego dialogu.
Założenie drugiego bloga nie skutkuje w żadnej mierze na pozostawieniu pierwszego samopas :) Ciągle coś tu będę skrobał (z różną częstotliwością).
Na jutro zostawiam sobie pododawanie linków (po prawej stronie i na górze na tym blogu). Będę chciał również połączyć nowego bloga z facebookiem (i z blipem - jeśli to możliwe).

A już dziś możesz zobaczyć skromne początki mojego drugiego fotobloga. Zapraszam. "In my eye": http://darqha-eye.blogspot.com

Boży człowiek to...

"- Chciałbyś być człowiekiem modlitwy, Księgi* czy czynu?
- Chciałbym to wszystko połączyć!"

:D ... a taka moja myśl, nie tylko na dziś.




----
* jest tylko jedna pozycja, którą można nazwać Księgą (nad księgami) - Biblia, to jest Pismo Święte.

Charakter przed działaniem

A tak modląc się (przygotowując) o niedzielne kazanie mnie natchnęło ;) :

"W służbie w Kościele nie wystarczą naturalne talenty i umiejętności. 
Ważniejszy jest przemieniony charakter i serce.
Gdy poddajemy Bogu swój charakter, On zatroszczy się o resztę." - ja

Jaka choroba blokuje Twoją wiarę?

Dziś czytając "Klejnoty Bożych Obietnic" C.H. Spurgeona trafiłem na taki fragment*:
"[...] Czyżby wszystko było możliwe, z wyjątkiem dania wiary Bogu? Wszak On jest wieczną Prawdą, - dlaczegoż więc nie wierzymy Mu? On jest wierny Swemu Słowu, dlaczego Mu nie ufamy?..."

Nie chodzi tylko o "zawierzenie" swego życia Bogu, ale o nasze codzienne "chodzenie z Panem", które tak niemiłosiernie komplikujemy. Tłumaczymy, że trzeba to i tamto wziąć pod uwagę. 
Czy brak nam wiary, by po prostu żyć Bożym Słowem?

"Jeżeli serce jest zdrowe, wiara wstępuje w nie bez żadnego wysiłku; wówczas jest dla nas zupełnie naturalne, aby polegać na Bogu, jak dzieci polegają na ojcu swoim."

Może rzeczywiście jesteśmy "chorzy"? Ciągle bronimy się przed prostym, ufnym i spolegliwym patrzeniem na Boga?
Bo co inni powiedzą? Bo mnie "wykorzystają"! Bo to się nie opłaca, nie będę naiwniakiem! 
Co jest Twoją chorobą, która nie pozwala, by w sercu zagościła wiara? 

"Najgorsze jest to, że wierzymy Bogu we wszystkim, oprócz cierpień, dręczących nas w danej chwili. Ale to właśnie jest głupstwem. Pójdź, duszo moja, strząśnij grzeszną niewiarę z siebie, powierz Bogu ciężar, pracę, tęsknotę obecnego swego utrapienia."

Rozwiązanie?
Wołajmy do Boga: "przydaj nam wiary"**! On zaś "trzciny nadłamanej nie dołamie"***!

Dzięki Ci Panie!

---
* na dzień 9 grudnia
** Łuk 17:5
*** Mat 12:20

---
zdjęcie pochodzi z facepage (na facebooku) profilu: uwielbiam zapach dobrej książki przy kawie

I się stało...

Dziś o godzinie 19:11!
Stało się, to... co miało się stać!
Została przekroczona masa krytyczna!
W bieżącym roku blog osiągnął liczbę 20 000 wejść!

Dziękuję wszystkim odwiedzającym!




Pewnie niektórzy powiedzą co to jest? Phi, tylko tyle. A ja się cieszę i już. I nikt i nic mi nie zepsuje mojej radochy* :D


----
* zwłaszcza, że w tym roku była sporo przerwa w publikowaniu postów, nie bije rekordów, tematyka (nie określona) bloga jest niszowa :) , nigdzie go szczególnie nie reklamuje.

Kazanie "o optymistach, pesymistach i zaciasnych płaszczach" - link

Moja porcja lekarstwa na dziś: pobierz (kazanie pt.: "Dlaczego nie jestem pesymistą?"). 
Jest to kazanie pastora Zdzisława Józefowicza (Zbór "Betel" w Bydgoszczy). Chcesz sobie przypomnieć? Dojrzewać? Potrzebujesz zmiany? Chcesz być prawdziwym optymistą? Uwiera cię ubranie? 
Zacznij od przesłuchania.
Zachęcam gorąco.

Klejnoty Bożych obietnic - 6 XII

"Klejnoty Bożych Obietnic", C.H. Spurgeon, na dzień 6 grudnia

Izajasza 43:2:

przekład wg Biblii gdańskiej: "Gdy pójdziesz przez wody, będę z tobą, a jeźli przez rzeki, nie zaleją cię; pójdzieszli przez ogień, nie spalisz się, a płomień nie imie się ciebie."

przekład wg Biblii warszawskiej: "Gdy będziesz przechodził przez wody, będę z tobą, a gdy przez rzeki, nie zaleją cię; gdy pójdziesz przez ogień nie spłoniesz, a płomień nie spali cię."

Nie ma tu żadnego mostu, musimy przechodzić przez wodę i odczuwać silny prąd potoku. Obecność Boga wśród powodzi jest lepsza, niż prom. Musimy być kuszeni, ale będziemy triumfowali, gdyż Bóg potężniejszy od wszystkich wód oceanu, będzie z nami. A chociaż mógłby z dala być od Swego ludu, to na pewno w trudach i niebezpieczeństwach stanie przy nim. Cierpienia życia potęgować się mogą do niebywałej mocy, ale Pan poradzi sobie ze wszystkim.
Grzesznicy mogą zgotować nam niebezpieczeństwo z drwin okrutnych i prześladowań, podobnych do płonącego, ognistego pieca. Cóż z tego? Przejdziemy także przez ogień. A skoro Bóg jest z nami, nie spłoniemy; płomień nie będzie śmiał "imać się" nas.
O ty, cudowne bezpieczeństwo, urodzonego przez niebo i wędrującego do nieba, pielgrzyma! Nie zatopią go wody i ogień - nie spali. Obecność Twoja, Panie, jest osłoną świętych Twoich przed rozlicznymi niebezpieczeństwami ich pielgrzymowania. Spójrz Panie, z wiarą oddaję się Tobie i duch mój wchodzi do odpocznienia.


---
coś mi się jednak zdaje, że chrześcijanie wieku XXI woleli by jednak prom :(

Kalibracja baterii w macbook pro

Od jakiegoś czasu używam macbooka pro. Jestem całkiem zadowolony. Przesiadka nastąpiła prawie bezproblemowo. Komfort pracy rewelacyjny. Nie zamieniłbym już komputera na PCta. Jedną z największych zalet (w moim przypadku) jest prawie zerowa potrzeba grzebania w komputerze, oprogramowaniu. Po prostu działa i nie poświęcam zbędnego czasu, który teraz w pełni mogę wykorzystać na pracę. Oczywiście komputer to tylko komputer.
Ten wpis zaś ma dotyczyć kalibracji baterii.

Na stronie: kalibracja baterii (strony apple) znalazłem poniższą instrukcję:


Zastosowałem się do niej. Poniżej zamieszczam informacje o baterii. Pierwszy obrazek to bateria przed kalibracją. Drugi przy punkcie trzecim instrukcji. Ostatni to info po kalibracji.

przed kalibracją

w trakcie kalibracji (punkt trzeci)


efekt?


Za miesiąc spróbuję powtórzyć operację. Zobaczymy jak będzie. na razie nie wiem jak interpretować wynik.

Praca nad kazaniem

Dziś bardzo pracujący dzień. Z racji różnych tygodniowych zdarzeń i innych różności, nie zdążyłem popracować dostatecznie tak jak potrzebuję nad jutrzejszym kazaniem. Dziś wiec trzeba wszystko nadrobić :) .
Tak dziś więc wygląda moje biurko.


Kazanie nosi tytuł: "Sprawdź swoje serce".

Przy okazji rozpocząłem proces kalibracji baterii w macbooku. Obrazkowa relacja pojawi się na blogu :D


----
Zdjęcie zrobione telefonem.

życie może być kolorowe...





Moje życie jest "kolorowe", bo zaufałem Jezusowi. Teraz nie straszne mi burze, bo "Ojciec za rękę prowadzi mnie". I nic nie może odłączyć mnie od Jego miłości.

Rzymian 8:31-39:
"Cóż tedy na to powiemy? Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakżeby nie miał z nim darować nam wszystkiego? Któż będzie oskarżał wybranych Bożych? Przecież Bóg usprawiedliwia. Któż będzie potępiał? Jezus Chrystus, który umarł, więcej, zmartwychwstał, który jest po prawicy Boga, Ten przecież wstawia się za nami. Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej? Czy utrapienie, czy ucisk, czy prześladowanie, czy głód, czy nagość, czy niebezpieczeństwo, czy miecz? Jak napisano: Z powodu ciebie co dzień nas zabijają, uważają nas za owce ofiarne. Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez tego, który nas umiłował. Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym."

Życie z ciągiem dalszym.

Są ludzie, którzy mają dużo przyjaciół. Ja do nich nie należę. Może i mam niewielu przyjaciół1, ale za to jakich :D
Ostatni weekend spędziliśmy z naszymi najlepszymi przyjaciółmi.

Jestem wdzięczny Bogu, że nasza przyjaźń ma wieczne perspektywy.


---
1. wielu, niewielu to dość niesprecyzowana liczba :)

Wiadomość dnia!

To po prostu szok. W ramach chwili odpoczynku włączyłem TV (a dokładniej program TVN24). A tam? Szok! Młoda mieszkanka Wrocławia skarży się, że "nie da się przeżyć; wieje, pada i jest zimno". Następnie relacja jak to śnieg przeszkadza. Ale są i dobre wieści: prąd dochodzi! Yuppi!
Aż spojrzałem na kalendarz 29 listopada. Za dwa dni grudzień. Zdaje się, że śnieg i mróz o tej porze roku to w naszym kraju coś normalnego. No chyba, że ja czegoś nie wiem?

Co będzie następne? A..., już wiem. Słońce dziś zajdzie i będzie noc. Noc nas czeka panie, panowie. No po prostu szok. Tak, tak będzie ciemno. Nie przesłyszeliście się. Ale na szczęście po nocy przychodzi dzień, a po zimie... wiosna!

Ile cukru w cukrze?

Słyszeliście ten tekst (np.: w polskiej komedii "Poszukiwany poszukiwana")?
Wbrew pozorom to tylko brzmi absurdalnie, a w rzeczywistości: coś w tym jest. Otóż zgodnie z normą w cukrze powinno być 99,8% sacharozy (cukier złożony). I co? Pytanie o zawartość cukru w cukrze nabiera sensu? :) Dodam tylko, że na zajęciach w szkole badaliśmy zawartość "cukru w cukrze" :D

Ale ja nie o tym. Otóż dziś (piszę posta w poniedziałkowe południe) miałem rozmowę dotyczącą (m.in.) Kościołów (piszę z dużej litery bo chodziło o wspólnoty/denominacje, a nie budynki ;) ).
Zwróciłem uwagę na jedną z podstawowych różnic. Są Kościoły, w których członkostwo opiera się na "urodzeniu". I są "Kościoły wyboru". Otóż Kościoły wyboru mogą liczyć na to, że ich członkowie to ludzie, którzy świadomie podejmują decyzję przyłączenia się, stania się częścią wspólnoty (najczęściej lokalnej - Zboru). Oczywiście w jednych i drugich znajdą się ludzie, którzy traktują swoją wiarę poważnie, jak i ci, którzy mają wszystko gdzieś. I tu zasadne staje się pytanie ilu jest wierzących w chrześcijańskich Kościołach. Pozostawmy na boku Kościoły z członkostwem "z urodzenia". Mnie bardziej interesuje własne podwórko.

Tu pojawia się problem; jakie przybrać kryterium, czym kierować się przy badaniu? Czy jest jakiś "glukometr"?
W dzisiejszych luźnych myślach zwróciłem się do Bożego Słowa. I wrzucam cytat:
Mateusza 13:30 "Pozwólcie obydwom róść razem aż do żniwa. A w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol i powiążcie go w snopki na spalenie, a pszenicę zwieźcie do mojej stodoły."


Sprawą, która mnie dziś zaprząta jeszcze bardziej jest sprawdzanie swojego serca. Ile we mnie jest wiary? Jak zbadać jej jakość? Jej "moc"? Ile we mnie jest już Chrystusa?
Kończę zadawanie sobie pytań. Lepiej spędzę czas z moim Panem, przybliżę się do Niego bardziej. On przyda mi wiary. I w końcu: to On jest najważniejszy!
Przyłączysz się do mnie?


====
zdjęcie pochodzi z: http://www.eioba.pl/a86319/cukier

Wspólne blogowanie! - co siedzi w naszych sercach?


Kolejny (2) post z cyklu "wspólnego blogowania". Polega to na tym, że w określonym czasie pisze się post na zadany temat. Obecne wspólne blogowanie dotyczy dekalogu. Dziś przykazanie 10.

Przykazanie X:
2 Mojż. (Exodus) 20:17:
"Nie pożądaj domu bliźniego swego, nie pożądaj żony bliźniego swego ani jego sługi, ani jego służebnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego."

Zanim przejdę do swej refleksji jedna uwaga. Podział dekalogu jaki stosuję opiera się przede wszystkim na pełnym czytaniu z Księgi Wyjścia. W odróżnieniu od podziału przyjętego przez Kościół rzymsko-katolicki i Luterański, ten podział nie powoduje rozbicia myśli ostatniego przykazania.
Taki podział (spójny myślowo) stosują pozostałe kościoły protestanckie, anglikański, prawosławny. Także judaizm (zarówno starożytny, jak i talmudyczny) stosuje taki sam podział tego ostatniego przykazania.

A teraz wracając do tematu...








Zważywszy na to, iż objawienie w Piśmie Świętym ma charakter progresywny nie dziwi nas, że Jezus wyznaczał wyższe standardy niż "prawo". Nie tylko mówił o właściwym postępowaniu (np.: nie cudzołóż), lecz dotykał tego co wewnątrz (kto patrzy na kobietę pożądliwie). Nauczanie Jezusa dotyka nie tylko zachowania, dotyka przede wszystkim serca (i jego motywacji). Na marginesie, to ciekawe, że sam nasz Pan nie przemieniał narodów, miast, społeczności, lecz zdecydował się na pracę nad "pojedynczymi" sercami - ludźmi.
Ale to co mnie (między innymi) fascynuje w Piśmie Świętym to pomimo, że powstawała przez ok. 1500 lat i pisało ją ok. 40 ludzkich autorów, to widać jej spójność. I już ostatnie przykazanie dekalogu zapowiada podejście, które w pełni objawił Chrystus.
Już w 8 przykazaniu (w 15) mamy powiedziane nie kradnij. Natomiast dziesiąte jest niejako "wejściem głębiej". Nie tylko kradzież, ale już pożądanie (zazdrość, niezdrowe pragnienie posiadania, zawiść) jest grzechem.

Zazdrość powoduje kilka rzeczy. Między innymi: psuje relacje, rozpowszechnia podejrzliwość, nie ufność nieufność. Wprowadza element niezdrowej rywalizacji i chęci pokazania się.  I chyba nie ma potrzeby tłumaczyć, że zazdrość jest jak robak, który powoli zżera od środka.

Ważniejszym mi się wydaje wskazać jak sobie z nią radzić.

Po pierwsze pamiętając, że wszystko pochodzi od Boga cieszyć się błogosławieństwem, które spotyka innych. Dziękować Bogu, że ktoś ma dobrą pensję (a nie zastanawiać się ile daje na potrzeby Zboru ;) ), samochód, mieszkanie.

Po drugie pamiętać, że wszystko co sami mamy też pochodzi od Boga i jesteśmy tego szafarzami. I być wdzięcznymi. Zawsze znajdzie się ktoś kto w naszej opinii ma lepiej (nie pamiętamy o tym, że musi spłacać kredyt, raty i może odmawia sobie innych rzeczy). Zawsze też znajdzie się ktoś kto ma gorzej od nas.

Po trzecie pamiętać, że to co mamy ma służyć, a nie jest celem samo w sobie. Możemy błogosławić  tym innych.

Czwarte: uciekać od zazdrośników, by nie mącili nam w głowach i sercach (słyszałem kiedyś wypowiedź człowieka, który opowiadał, że pewien pastor kupił sobie nowy samochód. Zarówno słowa, ton i zakończenie: "ale ja mu wcale nie zazdroszczę" spowodowały, że uciekłem od tej rozmowy  - zmieniając temat).

Po piąte pamiętać, że nasz serce jest tam, gdzie nasz skarb. Do nieba nic z tego co dziś nas często absorbuje (i fascynuje) nie zabierzemy do wieczności. Dlatego warto pilnować własnego serca.

Po szóste zacząć to o czym pamiętamy wprowadzać w czyn :)
Powodzenia

=====
Sprawdź co inni napisali w tym samym temacie:
dzielna
http://dzielna.blogspot.com/
Emce
http://www.pewnosc.blogspot.com/
JF http://jesusfreak.pl/
Zim
http://zycie-i-droga.blogspot.com/


----
rysunek z głębi internetu: wyszukiwarka google ;)

Dzieło czy nośnik?

W poprzednim poście pisałem między innymi o kasetach magnetofonowych. Chciałbym powrócić z pytaniem. Ale za nim ono, to kilka słów wstępu.

Otóż kilka lat temu moje sumienie i rozumienie Biblii skłoniło mnie do tego, by spojrzeć na piractwo (komputerowe, fonograficzne, etc) jako na kradzież. Zacząłem zgłębiać temat licencji, praw, etc. I okazuje się, że nie wszystko jest takie jednoznaczne jakby się chciało. W grę wchodzą prawa różnych krajów i porozumienia między nimi. Już samo to wystarczająco komplikuje sprawę. Tak więc nic wielkiego i odkrywczego tu nie ogłoszę. Nie będę też wpływał na Wasze rozumienie tych spraw, choć zachęcam do głębszej refleksji. Głównie w oparciu o Słowo Boże i sumienie poddane głosowi Ducha Świętego.

Ja doszedłem między innymi (to nie są wszystkie wnioski, a tylko potrzebne do tego posta i pytania):

- całe oprogramowanie na swoich komputerach (i żony) mam legalne - albo kupione, albo darmowe odpowiedniki (najchętniej na licencji "open", "GPL",
- staram się nie oglądać filmów "z internetu", dziś są VOD i inne możliwości obejrzenia legalnego filmu, nie mam kopii filmów dystrybuowanych na DVD.  
Z filmami jest dziwna sprawa, bo czy można nagrać sobie film z TV do obejrzenia później? Moim zdaniem tak. Ale, to nie o to pytanie dziś chodzi.

Od kilku lat dokupuję oryginalne płyty muzyczne jeśli miałem kopię. dziś już prawie cała płytoteka to oryginały.

I tu zbliżamy się do mojego pytania. Otóż jak waszym zdaniem wygląda sprawa oddzielenia dzieła od nośnika na którym jest rozprowadzany? 
Dokładniej chodzi mi o to, czy jeśli mam (oryginalną) kasetę, która już dziś wychodzi z użycia (pomijam stratę na jakości przez lata, chodzi o to, że nie ma na czym odtwarzać) to muszę kupić ten sam materiał na płycie (lub innym nośniku: mp3)? Czy też mogę "ściągnąć" mp3 (ten format mi najbardziej odpowiada, nie potrzebuje płyty)?

Jak wy podchodzicie do tej sprawy. ja jeszcze nie rozstrzygnąłem. Jedno co robię to jak jest możliwość to kupuję tańsze zestawy i tak wymieniłem sobie np: T.Love stare płyty. Teraz szykuję się do wymiany pierwszych kaset KULTu na płyty. Tylko czy rzeczywiście jest to konieczne? Skoro raz już zapłaciłem za posiadanie utworów? Przecież (dokładając kolejną cegiełkę) mogę sobie robić legalnie kopię na własny użytek (żeby się nie zniszczyła).

Jak macie jakieś pomysły to dzielcie się w komentarzach (które są moderowane ;) ).


Może i ten post jest trochę chaotyczny, ale chyba da się doczytać?

Muzyka, która nam towarzyszyła...

Kilka dni temu podczas rozmowy ze znajomymi wypłynęło, że mamy sentyment do rzeczy, miejsc, etc (w tym wypadku muzyki), które towarzyszyły nam w szczególnych dla nas chwilach.
Kiedy stawiałem swoje pierwsze kroki za Bogiem (gdy upamiętałem się i uwierzyłem, że Jezus ma dla mnie najlepsze rozwiązanie, gdy poddałem się pod Jego panowanie) towarzyszyła temu również muzyka, np.: Grupa Mojego Brata (tak nazywał się zespół :) ).
Co więcej nawet muzyka, która wtedy nie porywała dziś jest w pewien sposób szczególna. Mam tu na myśli kasetę Petra Praise. Kiedy się narodziłem na nowo, wyszedłem z subkultury punk. Ktoś mi polecił kasetę Petry jako "ostre, chrześcijańskie granie, które na pewno ci się spodoba, bo to pewnie też punk". Jak to usłyszałem to się ze śmiechu popłakałem. Owszem "łojili" chłopaki trochę, ale to był jak najbardziej melodyjny rock, który z punkrockiem nie miał zgoła nic wspólnego. Ale dziś..., o dziś z przyjemnością posłuchałbym Petra Praise, płyty: The Rock Cries Out: http://www.petraband.com


Niestety materiał mam na kasecie magnetofonowej, która po tylu latach już nie chce za bardzo współpracować. Niby jeszcze gra, ale albo się zatrzymuje, albo gra ciszej. Niestety straciła na jakości.
A przy okazji, następny wpis będzie dotyczył właśnie kaset, płyt (ogólnie nośników) piractwa i pytania jak ugryźć pewną (dręczącą mnie) sprawę.


---
z wykonawców, którzy się wtedy dla mnie"pojawili": Tomasz Żółtko, Beata Bednarz, GMB, Perta, 200%, Amy Grant, Guardian, Kanaan (z Terespola) i oczywiście różne "smithy" i "kenole" :D

Pośpiech jest złym doradcą

Zawsze mówię, że w Kościele czas płynie wolniej :)
Rzadko (ale jednak) są sytuacje gdy wskazany jest pośpiech. Upływający czas to nieoceniony  sprzymierzeniec w sprawdzaniu swoich (i nie tylko) motywacji i wierności. Gdy nie widać efektu widać cierpliwość (lub jej brak) i prawdziwe cele. Dotyczy to zarówno duchowej relacji z Bogiem, Kościołem, a nade wszystko podejścia, rozumienia służby.

A jako ilustracje do powyższego rozważania wrzucam zdjęcie, na którym jest krzywy kubek. Bo się pośpieszyłem i nie wyprostowałem zdjęcia podczas wywoływania ;)

ps. to nie jest reklama znanej firmy herbaty, bo w kubku Liptona piłem kawę ;)


Wspólne blogowanie! - co wychodzi z naszych ust?

Dostałem propozycję, by włączyć się do "wspólnego blogowania". Polega to na tym, że w określonym czasie pisze się post na zadany temat. Obecne wspólne blogowanie dotyczy dekalogu. Załapałem się na przykazanie 9, a więc prawie już na koniec ;)

Ale nic to, spróbujemy swych sił.

Przykazanie IX:
2 Mojż. 20:16 "Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu."


Pierwsze co się kojarzy (mi) po przeczytaniu to myśl o kłamstwie (fałszywe świadectwo). Ale przecież chrześcijanie nie kłamią. Zawsze stoją po stronie prawdy. Nawet za cenę własnej straty. Że co, że jestem cyniczny?
Eee, nie ja tylko chciałbym zwrócić uwagę na coś co jest trochę dalej, głębiej.
I tak jakoś w moim subiektywnym postrzeganiu wydaje mi się, że to co chcę poruszyć jest jednym z największych problemów (żeby była jasność jest to grzech) Kościoła: plotka!
To smutne, że często jakaś informacja, żyje swoim życiem.
Nie dość, że źle usłyszane. Nie dość, że przekazane z odmiennymi intencjami. To po drodze coś dodane, coś przeinaczone. I problem! A potem się dziwimy skąd tyle zranień.

Plotkę trzeba zabijać(!) u jej źródła. Gdy ktoś przychodzi do mnie rozmawiać o innym nigdy tego nie słucham. Pytam, czy możemy ta osobę poprosić i czy wtedy ta informacja zostanie powtórzona. Zawsze staram się od razu ucinać. I wtedy słyszę, ale to tylko informacja, to dla dobra Zboru, tej osoby, etc.

Wystrzegajmy się plotek, mówienia o innych (obgadywania), lepiej błogosławić. Ileż mniej byłoby popsutych relacji.

bardzo ważny ps.
Chrystus jest naszym Orędownikiem. Możemy do Niego przyjść i pokutować. On przebaczy jeśli rozsiewaliśmy, przekazywaliśmy, chętnie słuchaliśmy "świadectw o innych". Ale upamiętanie to też odwrócenie się od grzechu.
Czy jesteś gotów porzucić plotkę? Nawet jeśli okaże się, że nie masz tematów do rozmowy z innymi?

=====
Sprawdź co inni napisali w tym samym temacie:

Zapomniana prawda?

Wcielenie Chrystusa to nie tylko fakt historyczny i prawda teologiczna. Bóg stając się człowiekiem dał nam jasne przesłanie czego oczekuje od nas. Droga chrześcijanina to ukrzyżowanie swojego ja.*

"Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie, który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej." - Filipian 2:5-8


---
* podsumowanie wczorajszego kazania

Gotowi na najgorsze

Lubię oglądać Discovery. Najlepsze moje programy to: "Brudna robota", "Pogromcy mitów" i różne szkoły przetrwania :D
Niestety nie mam tyle czasu by być na bieżąco, ale ostatnio zauważyłem nowy program z rodzaju: jak przetrwać w każdych warunkach?
Kolejny program i kolejny niewątpliwie świetny fachowiec. Patrząc na te programy widzę, że ludzkość ma szansę przetrwać, chyba każdy kataklizm ;) . Ale serio mówiąc to nie byłoby czasu na nic innego. Tylko ciągle się trzeba przygotowywać :D

Lepiej więc zaufać Chrystusowi i być gotowym na każdą ewentualność :)

"On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał, jakżeby nie miał z nim darować nam wszystkiego? Któż będzie oskarżał wybranych Bożych? Przecież Bóg usprawiedliwia. Któż będzie potępiał? Jezus Chrystus, który umarł, więcej, zmartwychwstał, który jest po prawicy Boga, Ten przecież wstawia się za nami. Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej? Czy utrapienie, czy ucisk, czy prześladowanie, czy głód, czy nagość, czy niebezpieczeństwo, czy miecz? Jak napisano: Z powodu ciebie co dzień nas zabijają, uważają nas za owce ofiarne. Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez tego, który nas umiłował. Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym." - Rzym 8,32-39


---
zdjęcie: z interia.pl

Wspominając...

Przełom października i listopada skłania do zadumy.

31 października wspomnienie Reformacji. W tym roku wołaliśmy o reformację w naszym życiu. Reformację, która się dokonuje poprzez upamiętanie (pokutę) i wiarę. Bez Chrystusa skazani jesteśmy jedynie na kręcenie się w kółko za własnym ogonem. Przerwać ten obłędny taniec może tylko nawiązanie, odnowienie i pogłębienie relacji z żywym Bogiem.

"To nie idee, doktryny, filozofie zmieniają ludzkie życie. Choć ich wpływ jest wielki, to tak naprawdę tym co nas pociąga są ludzie i relacje z nimi. W chrześcijaństwie to nie inspirujące nabożeństwa są najważniejsze, nie profesjonala oprawa muzyczna, nawet nie pełne przygód życie. Najistotniejszy jest Bóg; Ojciec, Syn i Duch Święty.
To relacja z Chrystusem i On mieszkający w nas przez Ducha Świętego zmienia nasze życie. Nadaje mu jakości, sprawia, że możemy przeżyć nasze życie w sposób mający sens i wartość. 
A także pozwala nam oczekiwać, że pewnego dnia zobaczymy naszego Zbawiciela twarzą w twarz w wieczności."*

Poniedziałek (1 listopada) to dla mnie dzień myślenia o tych, którzy odeszli już do "innej" rzeczywistości, a jednocześnie konfrontacja z myślą czy ja jestem gotów.
W tym roku mam kogo wspominać, odszedł mój ziemski Ojciec.
Gdy patrzę dziś na jego życie, a zwłaszcza końcówkę widzę, że Bóg jest zwycięzcą.
Tato mój słyszał niejednokrotnie Ewangelię, wiele razy czynił starania pójścia za Chrystusem w pełni. Niestety zawsze przegrywał z nałogiem. Wydawało się, że nie ma takiej mocy by go z tego wyrwać. W ostatnich tygodniach życia jednak objawiła się moc Boża. Bóg zwyciężył złego, grzech, nałóg. 

W ostatnim tygodniu przed śmiercią, śniło mu się, że został misjonarzem i zwiastuje Ewangelię. 
Na jego pogrzebie wielu mogło usłyszeć o żywym Bogu, który zawsze ma łaskę i nadzieję dla człowieka.

Jestem wdzięczny Bogu, że okazuje łaskę mojej rodzinie. 

A przy okazji. Naprawdę nie warto zwlekać z zaufaniem Chrystusowi. Dziś jest dzień zbawienia.


----
* fragment z niedzielnego kazania

Bez przebaczenia jest wojna o racje

"Gdzie nie ma wzajemnego przebaczenia 
(atmosfery i pragnienia wybaczania)
tam wyjaśnianie (racji, sytuacji) przynosi 
więcej szkody niż pożytku." - ja ;)

Alibi

Kiedyś już pisałem o płycie "Addis Abebe" (w tym poście). Dziś chcę zachęcić do odsłuchania utworu, który "za mną chodzi", a był już i wtedy wspomniany: "Alibi".




Świadectwa Bozego działania w TVP1

z listu Piotra Stępniaka:

"W czwartek 09.09.2010  o godz. 22:15 w TVP 1 rozpocznie się cykl programów dokumentalnych pod tytułem "Byłem Gangsterem"

W programie wystąpią byli gangsterzy, którzy spotkali na swojej drodze Jezusa Chrystusa i w tym programie opowiedzą o tej przemianie. 
W pierwszym odcinku wystąpi pastor zboru z Nasielska  Artur Ceroński w drugim odcinku Karol Wasiak, w trzecim Daniel Harasym, a w czwartym Piotr Stępniak, następnie Ryszard Arlt itd. 

Jest to niesamowite wydarzenie i możliwość zaświadczenia przed bardzo dużą ilością widzów  o żywym Bogu, który ma moc przemienić życie każdego człowieka. Zapraszamy do oglądania oraz modlitwy, by Bóg działał przez tych ludzi, którzy będą świadczyć o Jego realnej mocy. Program będzie emitowany przez 6 miesięcy, to znaczy, że ewangelia będzie głoszona do tysięcy ludzi w naszym kraju."

Ciągle kręcisz się w kółko? - link

W ramach "przypomnienia sobie o blogu", dziś link do kazania pastora Zdzisława Józefowicza. Kazanie z 1.08.2010 z Bydgoszczy, pt.: "Jezus niefrasobliwy". Moim zdaniem bardzo dobre i ważne kazanie!

Dziękuję

Dziękuję, tym wszystkim, którzy poświęcali swój czas na czytanie moich wpisów. Dziękuję za wszystkie słowa zachęty jak również za słowa konstruktywnej krytyki. Dziękuję tym, którzy mimo niedoskonałości wpisów coś dla siebie brali i wracali ponownie.
Jeśli zaś kogoś zgorszyłem, obraziłem to proszę wybaczcie.

I pamiętajcie o krzyżu. Ale nie o tym na placu, na górze czy ścianie. Lecz o krzyżu na którym Chrystus przyniósł zbawienie.

"Do zobaczenia" na ścieżkach życia czy to tych realnych, czy wirtualnych. Niech łaska naszego Pana będzie z nami.
Pa

Dziedzictwo Pięćdziesiątnicy - link

Zachęcam do przeczytania tekstu autorstwa pastora Mariana Biernackiego:

" [...] Jeśli rzeczywiście zależy mi na pełni Ducha w moim zborze, to powinienem przede wszystkim sam trwać w upamiętaniu i uświęceniu mojego osobistego życia. [...]"

Pełen tekst: Dziedzictwo Pięćdziesiątnicy

Krzyż polityczny czy chrystusowy?

Nikt nie może przywłaszczać sobie krzyża. Żadna partia, żaden ruch społeczny, ani towarzystwo wzajemnego podkręcania spirali nienawiści.
Nie jest się "obrońcą krzyża" siejąc zamęt, bo krzyż jest największym dowodem miłości Boga do człowieka. Krzyż broni się sam, ale nie ten polityczny, społeczny.

Krzyż "broni "się" wskazując na Chrystusa. Na śmierć Jezusa i Jego zmartwychwstanie, które jest zwycięstwem nad grzechem, śmiercią i Złym.

Chcesz "uczcić krzyż"?
Upamiętaj się i uwierz! Daj się ochrzcić i żyj z i dla Chrystusa!

Pomoc?

Pismo Święte naucza, że nasza pomoc (usługiwanie) innym powinna być praktyczna. Nie wystarczy poklepać kogoś po plecach i powiedzieć: będzie dobrze, pomodlę się.

Jakuba 4,17 "Kto więc umie dobrze czynić, a nie czyni, dopuszcza się grzechu."

Kiedy przyjrzymy się przypowieści o dwóch synach (Mt 21,28-32) widzimy wyraźnie, że nie deklaracje się liczą, ale nasze "działanie".

Dlatego gdy nie mogę pomóc "fizycznie" czuje się odrobinę zagubiony. Bo pomóc bym chciał, ale możliwości jak się okazało brak. Pozostaje więc "tylko i aż" modlitwa. Czasem to jedyna dostępna forma pomocy komuś. Jeśli ja nie mam możliwości, to wiem, że mimo wszystko Bóg wszystko może!

ps. trochę "namotałem" w tym poście, ale męczy mnie ból głowy i precyzja artykulacji myśli została poważnie naruszona ;)

Mam dość!

Oczywiście, że nie chodzi o to, by zamykać oczy na psychologię, socjologię itp. Nie da się i jako Kościół nie możemy udawać, że to nas nie dotyczy. Co więcej, kto jak kto, ale to właśnie Bóg jako nasz Stwórca jest najlepszym psychologiem. Stworzył wszechświat, więc On jest najlepszym menadżerem.
Ale powiem szczerze: mam dość!
Z kazalnic płynie szerokim strumieniem psychologia, socjologia. Coraz częściej do głosu dochodzi marketing i zarządzanie: jak zarządzać zborem, finansami, zasobami ludzkimi. Mam dość!

Ja chcę Boga! Nie marketingu, a teologii (theos - Bóg, logos - nauka)! Nie odkryć ludzkich, a objawionego Bożego Słowa! Nie nauczania i pomysłów "ludzkiego rozumu", a mocy Ducha Świętego!
I to zarówno na kazalnicy, w zarządzaniu Kościołem, jak i w codziennym życiu Kościoła, Zboru i moim!

Właściwe drogowskazy.

Jak ważne są właściwe (prawidłowe) drogowskazy przekonałem się wczoraj. Jadąc do Sandomierza od Tarnobrzega napotkałem na objazd. Posłuszny pojechałem objazdem zaczynającym się w Tarnobrzegu do Sandomierza. Jakież było moje zdziwienie gdy wróciłem do Tarnobrzega. Podejrzewam, że ten "objazd" to jakaś "lipa".

Być może kręcisz się "w kółko" w swoim życiu. Nie bardzo widzisz sens i zatraciłeś cel.
Spójrz na właściwy drogowskaz: Pismo Święte!

Wszystko inne to fałszywe "objazdy"!



Nie przesadzaj z photoshopem

Czasem nadgorliwość jest równie męcząca jak "nic nierobienie". Taki "nadgorliwiec" chce dobrze i robi co może, tylko, że wychodzi jakoś... jak zwykle.
Mamy robić swoje najlepiej jak umiemy, ale nie rańmy tym innych. Niech cel nie przysłania nam ludzi.

A jako ilustrację tej zasady prezentuję poniższy poster. Nadałem mu tytuł: "znajdź nogi mamy" :D

W życiu i w poprawianiu zdjęć nie warto przedobrzać ;)


Jeśli chcesz zobaczyć więcej weny twórców podczas pracy z photoshopem zajrzyj na bloga (stamtąd pochodzi powyższa ilustracja): http://photoshopmistakes.com/

Najpiękniejszy dzień urlopu

Czyż nie pięknie?


To wieczorne zdjęcie zrobione zostało z tarasu widokowego we Wdzydzach Tucholskich, niedaleko kwatery Zagroda Malwa (patrz post wcześniejszy).

Dziś przyszedł czas na wspomnienie najprzyjemniejszego dnia urlopu. Dnia w którym wypożyczyliśmy żaglówkę Orion. Co prawda było trochę kłopotów z fałem miecza (pozdrowienia dla Bosmana ;) ). Z tego powodu mieliśmy małe opóźnienie z wypłynięciem, a potem zaatakowała nas mielizna. Ale i te wydarzenia złożyły się na super chwile.

Po krótkim pływaniu na Wiśle w Płocku (patrz jeden z poprzednich postów) Małgosi powróciła zdrowa pewność siebie. Tak, że bez stresu mogliśmy oddać się pływaniu po j. Wdzydze, które jak znaleźliśmy informację w najgłębszym miejscu może dochodzić do głębokości 68 m.

Te kilka godzin spędzonych na wodzie odnowiło naszą pasję, którą codzienne życie trochę przygasiło. Woda, wiatr, który czuje się w rękach to sprawia, że człowiek odpoczywa naprawdę. Wiem, że w niebie wszystkie nasze (właściwe) pragnienia znajdą zaspokojenie w Bogu, a najważniejsze to stała i doskonała Boża obecność (a w zasadzie nasza obecność przed Bogiem), ale pozwólcie mi pomarzyć. O tym, że jest tam woda, wiatr i żagle. W końcu Pan Jezus nauczał z łodzi, więc kto wie :D

Niestety nie zabrałem aparatu (mieliśmy wziąć Omegę i trochę się bałem ;) ). Dlatego zdjęcie pochodzi jeszcze z Płocka i Wisły.


Więcej nie piszę. Nie umiem ubrać w słowa tych cudnych chwil na wodzie; Bóg, Gosia i żaglówka. Ech, wspomnienia :D

Wdzydze Tucholskie - początek urlopu

Kilka pierwszych dni urlopu spędziliśmy z teściami (moimi). W jednym z poprzednich postów pisałem, że udało się jedno popołudnie spędzić na wodzie. Dużo spacerowaliśmy po skarpie.


A potem przyszedł czas na wyjazd, by pobyć we własnym towarzystwie :)
Nasz wyjazd był dość spontaniczny. Zdaje się, że wieczór wcześniej zmieniliśmy plan z wyjazdu na wstępnie ustalone Mazury na Kaszuby, które i bliżej i żadne z nas jeszcze tam nie było.

Nie mieliśmy żadnych namiarów na noclegi, więc po drodze kupiliśmy śpiwory i karimaty. W razie jakby trzeba było nocować "na żywioł". Namiot był spakowany w bagażniku :D
Jako cel (ostateczny) ustaliliśmy j. Wdzydze. Gdy dojechaliśmy w pobliże zaczęliśmy szukać kwatery. Najpierw jakiś kamping - aż tak dziko to nam się nie uśmiechało - odpadł. Potem ośrodek - stanowczo za dużo ludzi, jak dla nas - odpadł. Dojechaliśmy do Wdzydz Tucholskich. Spytaliśmy w zagrodzie(?) "Kaszub" o nocleg. Niestety obecność naszej psiny ograniczyła wybór, więc koszt domku przekroczył nasze kalkulacje osobowo-dobowe :)

Ale bardzo miła pani poleciła nam kwaterę w Zagrodzie "Malwa". Na marginesie w Kaszubie jedliśmy chyba dwa obiady. PYCHA! Polecam gorąco - obiad dwudaniowy, w pięknym wnętrzu smakuje rewelacyjnie. Nawet zupa kalafiorowa, za którą to nie przepadam, była "palce lizać".

W Zagrodzie Malwa zostaliśmy przyjęci serdecznie. Pies nie był żadnym problemem.Pokój z łazienką. Ogólnodostępna kuchnia. Cena 25 zł za osobę na dobę (plus opłata za psinę). Standard nam wystarczył, nie szukaliśmy luksusów.


Aaaa, w pokoju był też TV, więc mecze mogłem oglądać :D

Poniżej podaję namiary. Sami nie mogliśmy znaleźć w internecie wystarczających informacji, więc choć tyle zrobimy dla innych ;)

Zagroda Malwa
Gospodarstwo Agroturystyczne
Barbara Zabrocka
tel. 58 687 38 06
kom. 604 823 576
Wdzydze Tucholskie 4
83-441 Wiele



Prawda, że pięknie?

Samolot w salonie

Wspominanie urlopu rozpocznę od końca, a więc od piątkowego wieczoru.Przyjechaliśmy do Mielca, wnieśliśmy bagaże, szybki prysznic i zanim wrzuciliśmy coś na ząb chcieliśmy chwilę posiedzieć (przy herbatce).
Właśnie miałem wyjść na balkon gdy przez drzwi widzę lecący prosto na nasze mieszkanie samolot. W życiu chyba nie widziałem z tak małej odległości samolotu. Nawet stojącego na ziemi. A co dopiero w powietrzu :)
Niestety mój instynkt fotografa zawalił. Przez myśl mi przeszło, że za chwile zacznie się inny urlop, taki niebiański ;)
Po chwili usłyszeliśmy powracający samolot, a w oddali drugi krążący nad dachami. Już uzbrojony w "pstrykacza" popełniłem kilka zdjęć. Dwa prezentuję. Chciałem uchwycić przede wszystkim ich wysokość (niskość ;) ) lotu. Ale niestety nie do końca się udało.

Jak się domyślałem, a potem potwierdził to portal hej.mielec.pl było to odkomarzanie miasta :D




Foto(ja)amator, cz.3 - po wielu latach czyli moja historia z...

Tak, jak pisałem w jednym z poprzednich postów o "malowaniu światłem" moja przygoda z fotografią została przerwana przez nieznośną i brutalną rzeczywistość.

Po wielu latach kupiliśmy z żoną aparat fotograficzny małego "kompakcika". Ot małe cudo nowej cyfrowej technologii. Trochę zacząłem pstrykać i pociąg do fotografii odżył. Był to zdaje się Coolpix Nikona. Ponieważ Gosia stwierdziła, że coś mi zaczyna wychodzić (ma kobieta wiarę!) postanowiliśmy kupić "coś lepszego". Ale najpierw chciałem wycisnąć co się da z Nikona. Moje "wyciskanie" i nauka zostały przerwane naszym zdroworozsądkowym podejściem.

Żeby się zmotywować do zmiany aparatu Nikona oddaliśmy w dobre ręce (pozdrawiam), a sami zaczęliśmy szukać odpowiedniego sprzętu. No i szukaliśmy cokolwiek długo, bo proza życia znów uderzyła. Jak były pieniądze, nie było czasu. Jak był czas to już dawno nie było funduszy. A i wybór do łatwych nie należał.

W tym okresie przejściowym znajomi (również pozdrawiam) pożyczali mi swoją cyfrówkę. Przy tym sprzęcie już nie tylko żona mówiła, że "będą ze mnie ludzie" ;)
Ale ile można pożyczać?

Aż po (subiektywnie) długim okresie zdecydowaliśmy się zakupić cyfrową lustrzankę.

I okazało się, że lustrzanka to inna szkoła jazdy. Nauka zaczęła się od początku (oczywiście podstawy są takie same, ale i tak warto się ciągle uczyć).

Aaaa, nie napisałem, że zdecydowaliśmy się na zakup:
producent - Sony, model - ALFA xxx ;) , obiektyw standardowy przy tym modelu - 3.5-5.6/18-55 SAM.

----
zdjęcie aparatu pochodzi z: https://sp.sony-europe.com/media/146/72727

Już w domu

I wróciliśmy. Cali i zdrowi. Może trochę za krótko byliśmy sami (ale nie wszystko można mieć).
Nie długo przyjdzie czas na dzielenie się wrażeniami (i zdjęciami) z wyjazdu.
Pa, pa...

Człowiek ma tyle lat na ile się czuje, a nie na ile wygląda

Patrzę dziś w lustro.
Wyglądam tak samo jak wczoraj, tydzień i miesiąc temu. Mówiąc szczerze to wydaje mi się, że wyglądam jak pięć, siedem i trzynaście lat temu. I chyba ciągle się czuję jak 23, 24 latek. A to już 35 lat na karku.

Patrzę w lustro i nie mogę uwierzyć jak wiele się wydarzyło.
Dobry Bóg pozwolił mi przejść przez doświadczenie choroby nowotworowej i uzdrowienie. Od prawie ośmiu lat jestem szczęśliwie żonaty (Bardzo dobry jest Bóg!).
Od siedemnastu lat jestem człowiekiem wierzącym i napełnionym Duchem Świętym.
Jakieś piętnaście lat usługuję Słowem Bożym (łał, to już tyle? ciągle się czuje jakby najlepsze było przede mną :) to jednak chyba moja główna pasja).
Od lat dziesięciu jestem starszym zboru, od ośmiu duchownym Kościoła Zielonoświątkowego, a od prawie dwóch pełniącym obowiązki pastora.
Kiedy to minęło?

Patrzę w lustro i tak naprawdę widzę, że wiele jeszcze przede mną. Jeszcze wiele Bóg musi we mnie zmienić, ale i w życiu, i w służbie jeszcze czuję się na początku. I to chyba dobrze.
W lustrze widać skrzywienie (aaa, to ja się uśmiechnąłem) :)
Musze się jeszcze sporo nauczyć, sporo przekazać, sporo mogę jeszcze zdziałać. Bo to dopiero początek. U dobrego Ojca, każdy dzień to nowy początek. Więc do dzieła...

Tylko siwe włosy, których coraz więcej (nie wiadomo z jakiego powodu ;) ) pokazują, że jednak czas upływa. Dobrze i o tym pamiętać, w końcu i wieczność przede mną...

---
zdjęcie zrobiła najukochańsza osoba na świecie, moja żona