W zeszłym tygodniu zaczęło się u mnie przeziębienie. W łóżku wytrzymałem do środy. W środę zacząłem już pracować w domu, a w czwartek, jako, że się już lepiej czułem wyruszyłem "w szeroki świat". W sobotę popracowałem w kaplicy (zamknęliśmy przejście z łazienki do kotłowni ścianą). Ponieważ był przeciąg to już do domu z ledwością wróciłem. Wieczór to była męczarnia. Niedzielne nabożeństwo prowadziłem jak we śnie/gorączce, a po powrocie od razu do łóżka. I tak już zostanie...
Choć właściwie dziś: spotkanie rady zboru, wtorek - grupa domowa, gdzie przygotowuję nowego lidera, w środę "moja" grupa. Więc pewnie za długo nie poleżę :(
Choć właściwie dziś: spotkanie rady zboru, wtorek - grupa domowa, gdzie przygotowuję nowego lidera, w środę "moja" grupa. Więc pewnie za długo nie poleżę :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz