| Home | 365/2012 | in my eye | VW T3 Westfalia | Zbór w Mielcu |

Refleksie dot. Krakowa




Pozwólcie, że rozpocznę pisanie postu od dygresji na temat muzyki. Otóż słucham różnych gatunków muzyki (może poza głównym nurtem popu (jesli takie coś istnieje ;), starego gangsta rapu, disco-polo i country). Moim skrajnie nieobiektywnym zdaniem dobra muzyka to ta, która budzi i wyzwala emocje. Mogą to być łzy, radośc, dobry lub przygnębiający nastrój, a nawet wojowniczość. Ważne, by muzyka poruszała te struny serca i umysłu, które odpowiadają za emocje. Dlatego może lubię czasem posłuchać (i mam nadzieję, że nikogo nie zgorsze ;) ) Sex Pistols, The Cure, Czajkowskiego, SDM, REM. A nade wszystko lubię słoneczne reggae (jak również dub, ragga i mutacje) i to zarówno w wykonaniu nowszych i "klasycznych" artystów. Uff dość luźnej dygresji, czas przejść do dygresji związanej z tytułem posta/u(?).
Otóż zanim przystąpisz do dalszego czytania tekstu zachęcam do włączenia utworu, który śpiewa M. Grechuta i A. Rojek.

Myslovitz & Marek Grechuta - Kraków

Utwór jest wzruszający (za każdym razem gdy go słucham wpada mi coś do oka). Pięknie zaśpiewany przez obydwu panów wydaje mi się, że oddaje wspaniale klimat krakowskich uliczek i atmosferę tamtych miejsc.
Przynajmniej takie mam wrażenie, które musi ulec weryfikacji i sprawdzeniu. Czyli niniejszym zapowiadam, że Kraków jeszcze odwiedzę :D



Właśnie, Kraków. Choć byłem krótko, to muszę stwierdzić, że w tych uliczkach, kamieniczkach, bruku i cegłach "coś" jest. Jeszcze nie wiem co, ale coś nieuchwytnego czego zdjęcia kompletnie nie oddają(wszystkie w poście są mojego cykania). Umiejętności nie są jeszcze zbyt wielkie, więc mam świadomość, że w tym jest trochę mojej winy, ale głównym "winowajcą" czynię sam Kraków. Bo jak uchwycić atmosferę, gwar i te wszystkie lata. Ja jeszcze nie umiem, ale będę próbował, a na koniec być może zaśpiewam wraz z Grechutą i Rojkiem: "nie zrobię więcej zdjęć tak wiem".


To zaś co mnie totalnie zniesmaczyło to ceny. I bynajmniej nie kawy, obiadu w restauracjach na rynku. To normalne, że w takim miejscu ceny są wyższe. takie prawa wolnego rynku (na marginesie: da się znaleźć niedaleko i tańsze lokale, a z wyśmienitą kuchnią i miłą obsługa). To co mnie zirytowało to ceny wejściówek na Wawelu. Każda (prawie ) ekspozycja, wejście do katedry wszystko płatne i to jeszcze w jakich cenach. Wybrać się we dwoje to już koszt, a całą rodziną? Rujnowanie budżetu. I nie chodzi o to, by było za darmo. Az takim optymistą nie jestem. Ale może wystarczyło, by opłacić wejściówkę główną, albo pobierać naprawdę symboliczne opłaty. Może ja się mylę, więc niech ktoś mnie poprawi, ale czy z naszych podatków nie jest utrzymywana ta perła? Więc jeśli ma dotację (na co płacę) jakim prawem zdzierać do cna? Zgoda na dodatkową dopłatę (w rozsądnej kwocie), ale tyle?
Na dodatek "przemiła pani" pracująca jako stójkowy w jednej z komnat, która do kolegi półgłosem mówi: "czy wszyscy muszą tu włazić?"
I to mnie zniesmaczyło. Okropnie.



Już taki jestem, ze zawsze znajdę dziurę w całym :). Ale i dla mnie jest szansa, bo dobry Bóg zaczął we mnie to zmieniać, ale jest jeszcze trochę pracy ;)

A do Krakowa wrócę. I będę spacerował, pił kawę, fotografował i odkrywał owe "coś".
Pozdrowienia dla miłego pana na parkingu (płatnym, ale rozsądnie), dla pani w kawiarni (pyszna kawa), pani w restauracji (pychota i tanio), którzy i tak pewnie tego nie przeczytają, ale co tam.
Gorące pozdrowienia dla tych co czytają.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz