| Home | 365/2012 | in my eye | VW T3 Westfalia | Zbór w Mielcu |

"Bóg urojony", czy urojenia Dawkinsa?

Z ulgą zakończyłem lekturę "Boga urojonego" R. Dawkinsa. Z 500 stron, warte przeczytania jakieś 150-200. Cała reszta to powtarzanie banałów, brak logiki i konsekwencji. Dodałbym jeszcze czepialstwo i wyciąganie wynaturzeń, by potem na ich podstawie ukazać, jaka ta "religia" zła.
We wstępie (s. 17) autor pisze: "Założony przez [ze] mnie cel tej książki zostanie osiągnięty, jeśli każdy religijny czytelnik, przeczytawszy ja pilnie od deski do deski, stanie się ateistą".
Donoszę, że po lekturze nadal jestem teistą. Co więcej moja wiara się ugruntowała.
Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że nie przeczytałem dość pilnie, że nie zrozumiałem bo "wiara zatruła mój mózg", etc.

Teraz czeka mnie lektura "Bóg nie jest urojeniem" A. McGrath i J. Collicut McGrath, wyd. WAM
;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz