| Home | 365/2012 | in my eye | VW T3 Westfalia | Zbór w Mielcu |

"Na karuzeli życia..."

Prawie na osiedlu, w miejscu zwyczajowo przyjętym rozkłada się wesołe miasteczko (choć ja pamiętam, jak karuzela rozkładała się przy PKS-ie - aż taki stary jestem :) ) . Popatrzyłem chwilę przez okno, a ponieważ naszły mnie wspomnienia chwyciłem aparat i wyszedłem zrobić kilka fotek.
Kiedyś gdy "karuzela" przyjeżdżała do M-c, to była to atrakcja dla wszystkich mieszkańców. Dzieci, młodzież, dorośli. Wszyscy szli, by sie spotkać.
Czy w dzisiejszych czasach taka forma spędzania czasu jest jeszcze atrakcyjna?

Mogłem przez chwilę porozmawiać z kimś z "wesołego". Jak twierdzi wszystko rozbija się o pieniądze. Gdyby ludzie mieli ich więcej, chętniej by je wydawali na takie atrakcje. Nie mi się wypowiadać o tym czy ma racje (częściową lub całkowitą) czy też nie. Wydaje mi się jednak, że sprawa jest trochę bardziej skomplikowana.

Nie mniej, lubię patrzeć na kręcące się karuzele (te wspomnienia z pierwszego przejazdu na "dużej") i darzę sentymentem zjawisko jakim jest "wesołe miasteczko". Całkowicie przeciwnie co do cyrku, ale to tak na marginesie.

Magiczne wejście - brama do innego świata

Pamiętam, ze jako nastolatek chciałem uciec takim taborem w Polskę. Chciałem przyłączyć się
do wesołego miasteczka, poznawać nowe miejsca. I dobra, przyznam się: poznawać piękne dziewczyny :)
Bo przecież życie "na wozie" jest takie atrakcyjne :)
Skończyło się na marzeniach..., jak wiele rzeczy w moim życiu :) Może to i lepiej?

"Łabędzie" - karuzela. Łabędzie jak łabędzie ;) ale te rysunki/malunki.
W tym kiczowatym przedstawianiu świata jest też wiele sentymentu.
Ciepłego sentymentu i życzliwości.


"Gabinet Śmiechu" - tu akurat nigdy nie widziałem nic śmiesznego.
Już jako małe dziecko wiedziałem, że zwierciadła powodują deformacje obrazu.
Przyznaję się jakoś nigdy mnie to nie śmieszyło. Ale i tak obowiązkowo odwiedzałem "gabinet luster".


i oczywiście nie mogło zabraknąć "dużej" karuzeli,
do dziś mam w oczach widok jak mój ojciec, gubi klapka
w trakcie takiej zabawy (klapek został odnaleziony w krzakach)

Zdjęcia nie są najlepsze (mam świadomość, że marny ze mnie fotograf), ale cóż. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :)

Nie wiem czy to wpływ lektury, filmów czy gier komputerowych, ale oprócz pozytywnych wspomnień w mojej podświadomości istnieje drugi, inny obraz "wesołego miasteczka".
Ciągle mam wrażenie, że z gabinetu luster wyjdzie z obłąkanym śmiechem klaun, otoczony gromadą karłów. Wszyscy mają krew na rękach i szaleństwo w oczach. A przyjechali do miasta tylko w jednym celu: pozbawić kogoś życia. Może to być ktoś przypadkowy, więc możesz to być i ty... . AAAaaaaaaaaaaaaaaaa.

A, i miłego dnia ;)

===
ps. Czy ktoś może mnie poinformować czy można sobie fotografować takie "obiekty" bez pozwolenia właściciela? Jak to jest w tym naszym prawie? Można, nie można?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz