| Home | 365/2012 | in my eye | VW T3 Westfalia | Zbór w Mielcu |

Zdzierstwo w biały dzień (a w zasadzie w ciemną noc)



Jak pisałem w poprzednim poście ślub i wesele były super.
Niestety nie można tego samego napisać o pomieszczeniach hotelowych i ogólnych warunkach. Które nie dość, że koszmarne, to z tego co się dowiedziałem niewspółmiernie drogie co do oferty.

Sama sala weselna sprawiała sympatyczne wrażenie, które pryskało po odwiedzinach w toalecie. No cóż standardów to one nie trzymały. A jeśli były jakieś na początku to zabrakło opieki nad nimi. Generalnie dwie toalety (jedna dla mężczyzn, druga dla kobiet) to stanowczo za mało na pojemność sali weselnej. Ale ja tu już zacząłem pisać o sali, a przecież najpierw to co widać to podwórko.

Właśnie. Oto i wjeżdżamy na podwórko lokalu o wdzięcznej nazwie "Karmen" (sic!). Czyżby był to ukłon w stronę ustawy o j. polskim? ;)
A na podwórku (czy jak mówi się u nas w podkarpackim "na polu", które to by w tej sytuacji idealnie pasowało) uderza w nos zapach (umówmy się, ze zapach) kurnika i gołębnika. I a jakże biegają kurki w towarzystwie gołębi.

Nie to żebym zaraz miał coś przeciw kurom i gołębiom (lub specyficznemu zapachowi towarzyszącymi gołębnikowi i kurnikowi), ale jakoś tak nie bardzo pasowało do siebie owo podwórko z szumną nazwą "ośrodka".

Ale całkiem strasznie się zrobiło jak weszliśmy do części hotelowej!
Zdjęcia nie oddają obrazu nędzy i rozpaczy, który przedstawiały owe "pokoje". Nie wiem jak to zrobiłem, ale na zdjęciach wygląda to o niebo lepiej niż w rzeczywistości.


Jak na koloniach. Jedna szafa i same łóżka. Rolę szafek nocnych pełniły krzesła. Ale o co chodzi zapyta ktoś? Przecież to tylko na jedną noc. Jasne, na jedną noc, ale za jaką cenę? Zdzierstwo w biały dzień (w biały bo płaciłem dnia następnego).

Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniała łazienka (jedna na całe piętro) i WC: dwie kabiny na całe piętro. Dochodziło się do nich korytarzem.


A oto i łazienka. Pozostawię bez komentarza, bo jeszcze mnie bierze obrzydzenie jak sobie przypomnę. Poniżej (również bez komentarza) zdjęcia pomieszczenia kuchennego (do dyspozycji gości) - również jedno na całe piętro.







A to poniżej to zdjęcie w korytarzu. To co, że się zbiło. Komu przeszkadza. po co wymieniać?
Zdecydowanie lepiej zgarnąć jedzenie weselne i zanieść bez skrępowania do części prywatnej, by mieć obiad.


Z rozmów z rodziną dowiedziałem się, że koszty były zdecydowanie za duże (oczywiście biorąc pod uwagę standard). Co prawda (i trzeba to uczciwie przyznać) w nocy było sporo ciepłych posiłków i bardzo regularnie, ale i obsługa i "zjadliwość" potraw pozostawiała wiele do życzenia.
Jasne, że smak potraw to sprawa dyskusyjna (bo co jednemu smakuje, drugiemu niekoniecznie, ale całkowicie subiektywnie, żeby tak "skiepscić" rosół?).

Generalnie więc lokal - paskuda!
Jak się udało więc to wesele?
Chyba tylko dzięki urokowi młodych.
I oczywiście nie wolno zapomnieć o zespole (patrz post wcześniejszy).

Ów. Com obiecał tom napisał. Pozdrawiam serdecznie rodzinkę. Dziękuję, że udało nam się spotkać i zamienić choć kilka słów.
Niniejszym postem zamykam tę "gorszą" stronę wspomnieć, od dziś skupiając się jedynie na miłych chwilach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz